Mam przed sobą pokaźnych rozmiarów lekturę, liczącą ponad 700 stron. A co jest w środku? Czy aż kilkaset stron niezapomnianych emocji i wrażeń? Niezupełnie, jak dla mnie ?
Piękny letni dzień, słońce wije się i razi mocnych blaskiem. A w stolicy zostaje zamordowana młoda kobieta, prawdopodobnie prostytutka. W mieście robi się gorąco, media nagłośniają sprawę i szumią wkoło. Nie może być inaczej, rozpoczyna się wielkie dochodzenie, na miarę popełnionej zbrodni. I byłoby ciekawie i intrygująco, gdyby nie bohaterowie ? ?znakomici? stróże prawa. Było ich aż czterech, jeden lepszy od drugiego. Zelichmanow, zwany Szeryfem, dla którego od pracy ważniejsza jest rodzina. Dziwny Tymon Fryc, któremu terapia, na którą uczęszcza od jakiegoś czasu niewiele pomaga. Jack Jackowski, któremu podoba się zabawa w gwiazdę filmową i zamierza błyszczeć na wielkim ekranie. I Turczyn, pokaźnych rozmiarów, któremu nadskakuje droga mamusia. Zespół niesamowity, pełen słomianego zapału i ulotnej energii. Każdy z nich myśli tylko o sobie i swoich interesach. Lewe interesy i korupcja, łatwe i szybkie pieniądze. To wszystko nie może ujść uwadze wydziału wewnętrznego, który bacznie przygląda się poczynaniom stróżów prawa. Dokąd doprowadzi ich ta buta i głupota, z jakimi problemami będą się musieli zmierzyć policjanci? I czy dochodzenie to ich największe zmartwienie? Dowiedzcie się sami, jedno mogę zapewnić, uśmiejecie się co niemiara ? Ale to nie powinno być śmieszne, bo przecież doszło do okrutnej zbrodni ?
Mam mieszane uczucia co do tej historii. Niby poważna, kryminalna fabuła, ale już metody pracy policji i ich podejście do postawionego przed nimi zadania, jest ciekawym materiałem na dobrą komedię. Nie porwała mnie, nie byłam ciekawa kolejnych kroków, moja ciekawość była uśpiona. Czytało się szybko, bo powieść to jeden ciągły dialog, krótkie i szybkie rozmowy. I czas płynie. Zabrakło mi emocji, stopniowania i budowania napięcia, elektryzującego oczekiwania na finał. Wydaje mi się, że pomysł na fabułę był interesujący, ale czegoś mi zabrakło. Nawet sami bohaterowie byli dla mnie karykaturami policjantów, nie mieli w sobie pazura, chociaż każdy z nich z czymś się zmagał. Zbyt wiele miejsca autor poświęcił ich problemom osobistym, z którymi się borykali, a bardzo powierzchownie potraktował ich stosunek do prowadzonego śledztwa. I jak dla mnie za bardzo t wszystko było rozciągnięte, jestem przekonana, że spokojnie całą fabułę można było skondensować i zamknąć w czterystu stronach. Nie zawsze takie pozorne rozbudowanie wątku na zadowalający efekt końcowy dla czytelnika.
Psia krew to powieść dla tych, którzy z przymrużeniem oka podchodzą do pracy policji i potrafią odbierać poważne zdarzenia z dystansem. Jesteście ciekawi? To po nią sięgnijcie ?.
Opinia bierze udział w konkursie