?Słowa uważane za bluźnierstwo w jednym stuleciu w następnym okazują się święte, a dzisiejsza herezja może jutro stać się wyznaniem wiary.?
Dreszczowiec ?Ptaki? w reżyserii Alfreda Hitchcocka, z tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego trzeciego roku, szturmem zdobył sympatię i zawładnął wyobraźnią widzów, potwierdziły to nagrody. A inspirowany był opowiadaniem Daphne du Maurier o tym samym tytule. Nic dziwnego, autorka znakomicie kreowała atmosferę grozy, w ukryciu przyczajała elementy koszmaru, ruch po ruchu rozwijała ich skrzydła, by krążyły nad intrygą, stopniowo zamieniała zwykły sielski krajobraz, nadmorskiego miasteczka o rolniczym profilu, właściwie w walkę o przetrwanie. Początkowo mało kto zwracał uwagę na drobne osobliwe i niepokojące anomalie w przyrodzie i pogodzie, jednakże zbierające się ogromne stada różnych gatunków ptaków, znacznie liczniejsze niż zazwyczaj, a przy tym śmielsze, żywsze i bardziej niespokojne, rozpoczęły wściekłe ataki na ludzi. Anglia pogrążała się w chaosie, praktycznie zamarła komunikacja, a w tle wybrzmiewały echa niedawnej totalnej wojny i następującej po niej zimnej relacji między mocarstwami, oraz brak zaufania do kompetencji organów władzy. Spodobał mi się sposób podania intrygi, wrażliwie uwzględniał czynnik ludzki, szumiał klasyką opowieści grozy i detalami postapokaliptycznego świata. Otwarte zakończenie mogłam pociągnąć według własnych przypuszczeń i interpretacji.
Sugestywna narracja dominowała też w opowiadaniu ?Monte Verit??, w którym prawda potrafiła cierpliwie czekać przez dziesiątki lat zanim została odnaleziona przez jednostkę. Autorka frapująco wplatała do fabuły i klimatu nici fantastyki i pradawnych wierzeń, a na dalszym planie refleksje nad przemądrzałą zachodnią cywilizacją. Góra przyzywała wybranych a zamykała dostęp pozostałym. Starannie chroniła sekrety za murami klasztoru nad przepaścią. Owiana tajemnicami czarodziejskich mocy i nieśmiertelności przyciągała lokalną społeczność uwikłaną w marzenia i złudzenia. Dwójka przyjaciół alpinistów oddała jej swe usługi. Mężczyźni wmieszali się w śnieżne szczyty poszukując odpowiedzi na odmienne pytania. Pojawiły się ciekawe odniesienia do motywów eksploracji gór przez człowieka i życiowych wartości. ?Jabłonka? okazała się zupełnie innym utworem. Zgrabnie lawirowała w sentymentalnych wspomnieniach z mrokiem na pierwszym planie, wyczuciem tworzącym nastrój pozornej wolności, a tak naprawdę, dojmującej samotności starszego człowieka po niedawnej śmierci żony. Symboliczne odniesienia, chętnie poddawałam się grze ich wyłapywania. Drzewo i cykl życia, owoce i zaspokojenie, piękno i brzydota, miłość i znudzenie, bliskość i niezrozumienie. Daphne du Maurier nie wszystko dopowiadała, dawała wolną rękę na zinterpretowanie i uwierzenie w obraz, jednocześnie czyniła go przejrzystym i wyraźnym.
?Pocałuj mnie jeszcze raz? śmiało kroczyło do punktu, w którym drogi życia przecinały się ze śmiercią. I znów, kontrastowo zestawiało, tym razem niewinną miłość z pogrążeniem w mroku. Scena na cmentarzu wiele odsłaniała z finału, ale byłam na niego przygotowana wcześniejszymi delikatnymi wskazówkami. Emocjonalnie wkraczałam wraz z młodzieńcem zakochanym w tajemniczej dziewczynie na ścieżkę pełną determinacji i oddania pozornie słusznej sprawie. ?Prowincjonalny fotograf? nie zaskakiwał, jednak znakomicie oddawał ducha minionej epoki, społecznych konwenansów, a przy tym niezmienności najciemniejszych zakamarków ludzkiej duszy. Niewinny flirt, wynikający ze znużenia życiem i macierzyństwem, przemienia się w życiowy koszmar. Pisarka frapująco oddała proces tworzenia ciągu przemocy i bezduszności, swoistej kary i sprawiedliwości. Opowiadaniem, które mocno mną wstrząsnęło, sprawiło, że wyobraźnia działała z pełną mocą, było najkrótsze ze zbioru, zatytułowane ?Stary?. Genialne obmyślone, zręcznie poprowadzone i zaskakująco zakończone, pozostawiło z frapującą refleksją. Bookendorfina
Opinia bierze udział w konkursie