Peter V. Brett to autor po którego pozycje sięgam nie mając żadnych wątpliwości, że pochłoną mnie bez reszty. Bohaterowie są rozbudowani i to w sposób, który sprawia, że wierzę w to, że mogłyby to być realne postacie. Do tego ciekawa fabuła i akcja brnąca do przodu, nawet gdy wydawałoby się, że całość grzęźnie w piaskach pustyni.
Każde tomisko jest tak grube, że mogłoby posłużyć za przedmiot do obrony i to wcale nie dlatego, że na okładce znajdują się runy ochronne. Poza tym rozdziały są długie, a przynajmniej na tyle długie, że nie można rozdziałowi poświęcić chwili, a raczej dłuższy okres czasu, żeby dobrze wczuć się w akcję. Dlatego też po zyskaniu odrobiny czasu mogłam w końcu usiąść i wyruszyć do świata pełnego demonów, intryg i tatuaży?
Leesha jako Zielarka musi dbać o wszystkich ludzi w wiosce, przez co musi czasem postępować wbrew temu, czego sama by chciała. Rojer natomiast chciałby spożytkować swój dar, jednak nie wie, jak przekazać go dalej. Naznaczony podróżuje starając się wykonywać misje i pomóc jak największej ilości ludzi dzięki tajemnicom runów. Jardir natomiast podbija kolejne ziemie i nie ma zamiaru od swoich zamierzeń odstąpić. Jest jednak ktoś, kto może opóźnić, a nawet powstrzymać rozlew krwi. Pytanie jednak brzmi, czy warto poświęcać siebie samego dla dobra ogółu?
Tak wielowątkowej i rozbudowanej powieści nie miałam w swoich rękach już dawno. Odnoszę wrażenie, że Peter V. Brett budował tę historię w swojej głowie tak długo aż w końcu musiała znaleźć ujście na papierze. Ogrom bohaterów, rozbudowana fabuła, szczegóły i splatanie wątków w odpowiednich miejscach i czasie, żeby pasowały do siebie na płaszczyźnie czasowej jest naprawdę niesamowite. Do tego, mimo przerw pomiędzy tomami, kompletnie nie odczuwam zagubienia w fabule, ani w bohaterach. Być może jest tak dlatego, że żaden z nich nie wydaje się dwuwymiarowy, a ma własną historię na której można byłoby napisać kolejne tomy.
Nie sposób było się nudzić, gdyż śledziliśmy fabułę w najciekawszych momentach kilku postaci.
W tym momencie mogę powiedzieć, że poruszane wątki sprawiły, że ten tom wydawał się jednym z najciekawszych z uniwersum Pustynnej Włóczni.
W końcu pojawiło się o wiele więcej tematów dotyczących miłości i to w tak subtelny i nieuwierający sposób, że z przyjemnością można było śledzić zagubienie postaci.
Połączono również dwa tak odmienne od siebie światy tj. Krasjan z ludźmi z Zakątka przez co akcja nabrała dynamiki i można było w końcu zapoznać się z wzajemnymi relacjami.
Coś, czego było mniej, to walki z demonami, którymi wypełniona była fabuła w innych częściach. Mi jak najbardziej to odpowiada, gdyż przydało się w końcu odsapnięcie od ciągłych walk i dążenia do zwycięstw.
Pojawiły się kwestie polityczne, ale też powrócono do postaci i wątków, które wydawałyby się całkiem zapomniane. Cieszę się, że autor nie zapomniał żadnego z bohaterów i nawet poboczne szaraki o których nie pamiętalibyśmy z poprzednich tomów, dostały swoje pięć minut, żeby ostatecznie zakończyć ich drogi na kartach powieści. Choć nawet tego nie można być do końca pewnym - historia się przecież nie kończy, a być może w innych częściach te szaraki staną się istotnymi bohaterami.
Każdy zrobił ogromny progres i rozwinął swoje umiejętności, przez co nie mam wątpliwości, że dalej będzie tylko lepiej.
Do tego na kartach stron pojawiły się ilustracje dopełniające obrazów przedstawionych przez autora i muszę przyznać, że pochłonęłam pozycję szybciej, niż niektórzy wojownicy wchłaniają juchę demonów ????
Oczywiście wiele kwestii pozostało nierozwiązanych i jestem bardzo ciekawa jak potoczą się dalsze losy Leeshy, Rojera, Naznaczonego, oraz Jardira. Gdzieś w głębi duszy liczę na to, że podobna tematyka utrzyma się przez jakiś czas, bo kwestie relacji między postaciami, oraz rozwój ich umiejętności są ciekawsze, aniżeli ciągłe opisy walk.
Nie wiem co może wydarzyć się w kolejnych tomach, jednak będę z cierpliwością czekała na to, co ich wszystkich czeka! ;D
Opinia bierze udział w konkursie