Przyznam szczerze, że sam początek lektury mocno przywodził mi na myśl ,,Syberię?? Benoîta Sokala, tyle, że tutaj nie wyruszyliśmy wraz z Kate Walker na poszukiwania ekscentrycznego spadkobiercy fabryki automatów ? Hansa Voralberga, a wraz z Johnem Foxem, przedstawiciel kancelarii prawniczej z Chicago, przybywamy na Śląsk, a następnie do Czarnego Miasta by odnaleźć mężczyznę, który otrzymał spadek po zmarłym wuju. Obie historie mają również w sobie coś ze snu ? wraz z bohaterami wyruszamy podróż, dziejąca się na pograniczu świata rzeczywistego i jawy, podróż która na zawsze ich odmieni. Nie ukrywam, że ,,Syberia?? stanowi jedną z moich ulubionych historii i owo podobieństwo uderzyło w pewną sentymentalną nutę, dodając lekturze jeszcze więcej uroku.
Sam główny bohater ? John, zwany także Janem, jest postacią nad wyraz wdzięczną. Z początku rysuje się jako osoba zamknięta w ścisłych ramach, skupiona na swej pracy, szara, niespełniona, a jednak uparcie obracająca się w trybikach w jakie została wepchnięta. Tymczasem niezwykłe wydarzenia i nietypowa sytuacji z jaką przyszło mu się zmierzyć, sprawiają, że zaczyna on się zmieniać. Zastanawiać nad swoim dotychczasowym życiem i patrzeć na świat z nowej, niezwykłej dla niego perspektywy. Jego podroż ma więc szerokie spektrum ? mamy tu do czynienia z wędrówką i odkrywaniem zarówno w dosłownym słowa znaczeniu, jak i w sensie duchowym. Odrobina mistycyzmu przeplata się na kartach książki, czyniąc całość jeszcze bardziej niezwykłą lekturą. A sam Fox to postać, którą naprawdę trudno nie polubić. To jeden z tych bohaterów, którzy z początku wydają się dość niepozorni, a których ostatecznie niezwykle ciężko pożegnać.
Do tego wszystkiego dochodzi apokaliptyczny klimat, któremu jakby w opozycji stają mieszkańcy Czarnego Miasta. Jest to swego rodzaju paradoks ? w mieście dotkniętym zagładą, zdałoby się chylącemu ku upadkowi, wbrew wszystkiemu kwitnie życie. Co więcej, jego mieszkańcy pogodzeni ze śmiercią, która jest częścią ich codzienności, nie raz zdają się bardziej szczęśliwi i pełni życia niż reszta świata.
Co tu dużo mówić, po raz kolejny dałam się zaczarować Czarnemu Miastu, ba! ,,Rok Zaćmienia?? podobał mi się jeszcze bardziej. Pokochałam w nim praktycznie wszystko ? poczynając od Czarnego Miasta ? które w dalszym ciągu jest miejscem równie przerażającym, co zachwycającym, za to niezależnie od tego, które ze swych oblicz właśnie odkrywa przed czytelnikiem, nieustanie pobudzającym wyobraźnie czytelnika. Ponownie też zachwyciły mnie historie skrywające się na kartach powieści ? Marta Knopik ma w sobie coś z bajarza, gdy już zacznie swą opowieść, nie wypuszcza czytelnika aż do jej końca, by później zostawić go oniemiałego tym co dane było mu zobaczyć w jej historiach. Oraz spragnionego więcej ? nie mogę się już doczekać kolejnej wizyty w Czarnym Mieście.
Opinia bierze udział w konkursie