W kryminałach przewija się pewien schemat: zbrodnia-śledztwo-rozwiązanie zagadki-ujęcie (lub śmierć) sprawcy-brawa dla policji. Jeszcze zanim zacząłem czytać "Rzeźbiarza śmierci", wiedziałem, że i tutaj autor od powyższego schematu nie odejdzie; wszak jest to kolejna powieść o błyskotliwym detektywie Hunterze, który nie mógłby przecież zawieść swoich fanów, i na którego w kolejnych częściach cyklu zapewne czekają kolejne śledztwa.
O czym opowiada "Rzeźbiarz śmierci"? Otóż w Los Angeles zamordowany zostaje były prokurator. Krótko po nim na listę "osiągnięć" tajemniczego "rzeźbiarza" trafia kolejna ofiara. I jeszcze jedna. Powiązania pomiędzy morderstwami są jasne jak słońce - pozostawiona w każdym miejscu zbrodni makabryczna rzeźba, zlepiona z kawałków poćwiartowanego ludzkiego ciała, nie pozostawia co do tego żadnych wątpliwości. Krwawe rzeźby są kluczem do pewnej historii sprzed lat; historii, którą poznać i zrozumieć stara się detektyw Hunter - zanim zabójca do tej strasznej układanki dołoży kolejny element. A zrobi to na pewno...
Jak widać, nakreślony przeze mnie na wstępie schemat kryminału pasuje do tej powieści jak ulał. Daleki jednak jestem od uznania jej za nudną. Jest wręcz całkiem odwrotnie! Carter rozpoczął "Rzeźbiarza śmierci" od mocnego uderzenia, nie szczędząc czytelnikowi krwi i amputowanych kończyn. A że mamy tu do czynienia z zabójcą seryjnym, takich brutalnych perełek, wywołujących ciarki na kręgosłupie, spodziewać się można więcej. Ale nie brutalna akcja jest siłą "Rzeźbiarza...". Jego siłą jest metodycznie poprowadzone śledztwo, ustawienie po dwóch stronach barykady bezwzględnego mordercy i ścigającego go nieprzeciętnego detektywa. Toczy się tu śmiertelna gra, akcja przeskakuje z policyjnych biur, gdzie poddający się wywołującej ból głowy burzy mózgów detektywi próbują rozgryźć znaczenie ludzkich rzeźb, do ciemnych zakątków Miasta Aniołów, w których rzeźbiarz misternie kontynuuje swoje dzieło. Z jednej strony wyobraźnia czytelnika próbuje pojąć kwintesencję dziejącego się zła, z drugiej - wraz z Hunterem gorączkowo usiłuje namierzyć brutalnego sprawcę. Oczywiście nietrudno się domyślić, że nazwisko zbrodniarza wreszcie wypływa na wierzch, a nieuchronne aresztowanie jest tylko kwestią czasu.
Ale na tak płytkim zakończeniu "Rzeźbiarz..." się nie kończy; jego ciąg dalszy rozgrywa się w głowie czytelnika, który zamykając ostatnią stronę oddaje się refleksji nad ludzkim zachowaniem, jego zezwierzęceniem i motywami działania. Czy dla okrucieństwa i zła można znaleźć zrozumienie i usprawiedliwienie? Czy zło można w człowieka wepchnąć jak trociny w szmacianą lalkę? Czy grzechy przeszłości da się zmyć tylko krwią?
Są książki, które po przeczytaniu po prostu odkłada się na półkę. Są też takie, których karty w pewien metafizyczny sposób zawsze pozostaną otwarte; które otacza jaskrawo pulsujący hasztag #WartoCzytać i wokół których nasze myśli orbitują regularnie. "Rzeźbiarz śmierci" zdecydowanie należy do tej drugiej kategorii. Polecam!
Opinia bierze udział w konkursie