Biorąc do ręki książkę Doroty Terakowskiej "Samotność Bogów", wiedziałam czego mogę się spodziewać. Niemal każda jej książka kryje w sobie pewną tajemnicę. Do tej pory poznałam cztery książki Terakowskiej: "Tam, gdzie spadają anioły", "Poczwarka", "W krainie kota" oraz niedawno przeczytaną przeze mnie "Samotność Bogów". "Samotność Bogów" to powieść o tematyce fantastycznej, przygodowej i obyczajowej. Od momentu wydania (1998) cieszy się ogromną popularnością. Otrzymała tytuł Książki Roku 1998 od polskiej sekcji IBBY. Mianem Książki Wiosny 1998 uhonorowały ją "Megaron" i Biblioteka Raczyńskich w Poznaniu. Powieść nominowano też do Paszportu Polityki oraz do nagrody pisarzy science fiction - Srebrnego Globu. O Terakowskiej mówi się, że pisze książki zarówno dla dzieci jak i dla dorosłych. Osobiście nie mogę tego stwierdzic, gdyż autorka przenosi w świat tak wyspecjalizowany, że ma się wrażenie, iż jedynym odbiorcą jestem/mam być -JA. Książki pisane bardzo prostym językiem, adresowane do LUDZI!. "Samotność Bogów" opowiada bardzo smutną historię, a bardziej czystą prawdę o wierzeniach ludzi, o Bogu i bogach. Terakowska w swej powieści kieruje się jedną wybraną przez siebie ścieżką, zmierzając do jednego celu, jakim jest ujawnienie swoich przekonań czytelnikowi. Robi to bardzo sprytnie, nie zbaczjąc z drogi, nie ukazując słabości. Bardzo wierzy w to, co pisze i mam wrażenie, że pisze to bardziej dla siebie.
Cała przygoda zaczyna się od momentu, gdy kilkuletni Jon rzuca się do rzeki, aby uratować topiącą się Gaję. Nic nie byłoby w tym dziwnego, gdyby nie fakt, iż po drugiej stronie rzeki kryje się Puszcza - Tabu! zamieszkała przez dawnego Boga- bałwana. Obecnie w wiosce ludzie czczą Boga Dobroci. Jest on dobrym Bogiem, nie wymagającym ofiar od swoich wyznawców. Inaczej było kiedyś. Kiedy ludzie bali się świata, odkryli Światowida- groźnego i skutecznego. Starego. Do wioski zawitała Cywilizacja, a wraz z nią nowy, być może lepszy Bóg. "Potem powoli, bardzo powoli zaprzestano wierzyć w Światowida. On o tym wie. Czuje się zagrożony i bezsilny, gdyż razem z agonią wiary w Niego umiera On sam." Dochądząc w książce do tego momentu, miałam pewność iż reszta potoczy się po prostu dalej. Nie potoczyła się jednak po prostu dalej, przynajmniej nie w tym świecie. Jon poznając Światowida "osobiście", podróżuje po różnych miejscach, przenosi się w czasie. W każdym jednak świecie spotyka pewnego chłopca. W świecie pierwszym jest on pacjentem Jona, któremu zmuszony jest przeszczepić serce. Jak się później dowiadujemy serce okazuje się narządem pochodzącym z ciała mordercy. Jon podróżując między światami, próbuje uratować chłopca ze złym sercem. Złe serce w ciele chłopca, powoduje iż sam chłopiec staje się mordercą, a jego pierwszą ofiarą zostaje ukochana matka. Innymi ze światów do jakich się przenosimy to Francja za czasów Joanny d'Arc oraz Jerozolima ( napotykamy tam także Chrystusa i jego uczniów).
Po przeczytaniu pierwszych kilkudziesięciu stron i nagłym wejściu w jakieś przenoszenie się miedzy światami, miałam wrażenie pewnego rodzaju chęci wprowadzenia mnie w błąd. Zaczynając książke czytałam o różności bogów, o Bogu, idąc dalej czytałam typową fantastykę, "przygodówkę". Nie zastanawiałam się nad sensem, tego co czytam, bo go nie widziałam. Po zakończeniu - zrozumiałam. Zrozumiałam, że prawda nie podana jest na talerzu, a ukryta pod stołem. Książka kończy się przepowiednią o zmartwychwstaniu wszystkich bogów w jakich kiedykolwiek wierzono "Zjawią się, by podziękować ludziom za to, iż powołali ich do życia swą wiarą. I przeproszą ludzi, że ich zawiedli, gdyż samo ich Boskie Istnienie nie wystarczyło, aby świat był lepszy". Miałby to być nie Sąd Ostateczny, ale Nowy Początek... Terakowska sugeruje, iż to ludzie wymyślają bogów. Najpierw był człowiek, a potem bogowie/bóg/Bóg. Wspomnina też jednak o Bogu Dobroci, który istaniał od zawsze (a my raczej nie znamy żadnego Boga o takim imieniu). Bóg istnieje. Nie ważne jakie nosi imię. On po protu jest. Bez wzgędu na to, w co/kogo wierzymy, wszyscy jesteśmy równi. Nie człowieka winą jest urodzić się w miejscu, gdzie dana wiara przewodzi ludźmi. Człowieka misją jest natomiast nauczyć się tolerować tych wierzących inaczej. Inaczej niż my. To nie nam dane osądzać kto ma racje. Racja wszystkich jest po środku, a być może w ogóle nie mamy o niej pojęcia.
Opinia bierze udział w konkursie