KOMIKSIARZEM BYĆ
Scott McCloud uczył nas czym jest komiks i jak komiks tworzyć. Guy Delisle pokazywał nam pamiętniki ? pamiętniki z podróży, z ojcostwa, ale zarazem przy okazji też i z pewnej części procesu twórczego. A teraz Adrian Tomine wchodzi do podobnej rzeki, serwując nam swój pamiętnik, ale pamiętnik skupiony na życiu i codzienności gościa zajmującego się komiksami. I to pamiętnik iście rewelacyjne, ale tego można się było spodziewać po poprzednich komiksach autora.
Od pasjonata, do profesjonalisty. Adrian Tomine chciał rysować, więc rysuje: zawodowo. Rysuje komiksy, ale praca komiksiarza to nie tylko siedzenie nad deską kreślarską, ale i spotkania. Spotkania z kolegami po fachu, z fanami? I ta praca to dostawanie pochwał, ale i mierze się z krytyką. Zmaganie się z własnymi wpadkami i sukcesami. No i dzielnie spraw zawodowych, z życiem rodzinnym.
Trafienie do szpitala może zmienić wszystko. Czy wszystko to, co dotąd robił i osiągnął, ma tak naprawdę jakieś znaczenie? I co teraz?
Tomine potrafi zagrać na emocjach, trącić w sercu nutę, pogrzebać w umyśle, żeby skłonić nas do zastanowienia, do zadumy, znaleźć jakieś elementy, które by nas walnęły. A tym razem pokazuje się nam z zupełnie innej strony. Cała powaga, jaką nas dotąd raczył, zastąpiona zostaje lżejszym, bardziej zabawnym podejściem. Taką nonszalancją, ale też i bardzo osobistym podejściem. W końcu to opowieść o nim, podana nam w formie pełnej dystansu do samego siebie, a zarazem i szczerości. Co nie znaczy, że emocji jest mniej ? po prostu są inne.
A jakie? Przede wszystkim dużo tu goryczy, dużo osobistych, może małych, ale dotkliwych tragedii ? wyśmiewanie się, porażki, docinki. Jak to tragedie, śmieszą nas, tym bardziej, że nas nie dotykają, a Tomine podchodzi do nich z rezerwą, jakby ilustrował powiedzenie ?jeszcze kiedyś będziesz się z tego śmiał? (i śmieje), nie znaczy to jednak, że kąsać nie potrafią. Więc kąsają. A my to przeżywamy, bo każdy z nas zna takie sytuacje, wcale nie musi być komikisarzem, bo to sprawy dotyczące każdego zajęcia, każdego życia i wciągamy się, bo Tomine serwuje nam to w tak znakomity sposób, że inaczej nie da.
Jednocześnie poznajemy tu fascynujący świat życia komiksiarza. Nie samego tworzenia, ale wszystkiego, co się z ta branżą wiąże. Spotkania, wywiady, autografy, rozdania nagród? Czy bilans Tomine?a, autora docenionego, wyróżnianego, wyjdzie chociaż na zero? Czy wszystkie te osiągnięcia i pozytywy zatriumfują i zepchną w cień problemy i niepowodzenia? Będzie ciężko, ale przynajmniej czytelnik wychodzi z tego spotkania z życiem autora bardzo usatysfakcjonowany.
I wizualnie rzecz satysfakcjonuje równie mocno. A na to składa się zarówno szata graficzna, jak i samo wydanie. Rysunki Tomine?a, tym razem bardziej niechlujne, mniej sterylne, bliższe szkicom, ale doskonale pasujące do treści. I po prostu świetnie wyglądające. I mamy tu jeszcze samą edycję: tomik w twardej oprawie, stylizowany na notatnik do tego stopnia, że strony to typowe strony zeszytu w kratkę, w których ktoś narysował komiks, a całość można spiąć gumką wszytą w tylną okładkę, wygląda urzekająco i pięknie się prezentuje.
Czyli Tomine (i Kultura Gniewu) znów dał (dali) radę. Świetny komiks, świetna treść, humor, emocje, nonszalancja i świetne wydanie. Można brać w ciemno.
Opinia bierze udział w konkursie