Sceny z życia małżeńskiego to przede wszystkim serial z lat 70. XX wieku, doskonały, szwedzki serial.Serial odniósł ogromny sukces. Bardzo szybko powstał pełnometrażowy film. Dalej były teatry, które na potęgę zaczęły wystawiać dzieło Bergmana. Ostatnim ogniwem był zapis scenariusza, który także, jak wszystko inne w tej serii, cieszył i nadal cieszy ogromnym powodzeniem.
Film, serial widziałam, spektaklu żałuję, ale nie. Byłam ciekawa książki. A ponieważ uwielbiam Bergmana i kocham wszystko, co skandynawskie, bez chwili wahania po tę pozycje sięgnęłam. Cały czas miałam na uwadze, że dzieło liczy 50 lat i jest to scenariusz.
Jak mi się czytało? Świetnie. Historia Marianne i Johana, mieszczańskiego małżeństwa z 10-letnim stażem i dwójką zdrowych dzieci ponownie zachwyciła mnie i bardzo zmusiła do pewnych przemyśleń.
Bohaterowie to rodzina, jakich w zasadzie na całym świecie wiele. Stabilne, dające poczucie przynajmniej ekonomicznego bezpieczeństwa życie, udane dzieci, praca satysfakcjonująca choć trochę nudna. Czego można chcieć więcej od życia? Jak się okaże czegoś jednak się szuka. Bo jak wytłumaczyć, iż po latach zdawałoby się szczęśliwego związku pewnego dnia, nagle oznajmia bardzo zaskoczonej, wręcz zszokowanej żonie, iż ma kochankę i tak po prostu do niej odchodzi.
Wszyscy są w szoku, czytelnicy również. Ale najciekawsze dopiero przed nami.
Krok po kroku poznajemy prawdę o z pozoru szczęśliwej, idealnej, wręcz wzorcowej rodzinie. Prawda szokuje, z każdym momentem coraz bardziej i jest nadal, mimo upływu 5 dekad bardzo aktualna.
Ta ponadczasowość obok mistrzowskiej ręki Bergmana jest największą siłą Scen z życia małżeńskiego.
Niestety, ale wielu czytelników w tych prawdach o rodzinie bohaterów odnajdzie wiele scen, obrazów z własnego życia. Zaboli, ale może w czymś pomoże, przed czymś uchroni.
Tłumiony miesiącami, latami żal, pustka, niespełnione marzenia, kiedyś składane obietnice, mijający czas, to wszystko sprawia, iż my sami się zmieniamy, gorzkniejemy, szukamy czegoś więcej. Jak to się skończy w dużej mierze zależy od nas samych.
Cała książka, niezbyt gruba, ale jakże doskonała, to rozmowa dwóch osób, dwojga bohaterów. Doskonale nakreślona, świetnie poprowadzona, zmusza do zastanowienia się i w wielu przypadkach do smutnych wniosków, refleksji. Bergman po raz kolejny udowadnia, iż nie ilość, a jakość, treść mają znaczenie. Polecam.
Opinia bierze udział w konkursie