Tytułowy bohater to niezwykły przypadek. Ciężko traktować poważnie 23-latka, który obecnie nie ma pracy, nie uczy się, a czas spędza na graniu w kapeli. Zapożycza się u swojego współlokatora Wallace?a Wellsa. W sumie to Scott nawet nic nie posiada, bo niemal wszystko w mieszkaniu, co dobitnie uzmysławia nam autor, należy właśnie do Wallace?a. Ma młodszą siostrę, a jego rodzice wyjechali do Europy. Jest jeszcze jedna istotna sprawa. Właśnie zaczął spotykać się z 17-letnią, poznaną w autobusie Knives Chau, co wzbudza oburzenie jego znajomych i przyjaciół.
W błyskawicznym tempie poznajemy Scotta i jego charakter. Wsiąkamy w jego świat niemalże od pierwszych stron komiksu. Wciąż nie mamy jednak pewności, o czym tak właściwie będzie opowiadać ta historia. Fajnie, że mamy do czynienia z takim wyluzowanym, charakternym bohaterem. Jego styl i poczucie humoru bardzo mi odpowiada, ale dokąd zmierza fabuła? Do jego spotkania z tajemniczą Ramoną Flowers. Dosłownie, dziewczyną z jego snów. Gdy okazuje się, że ona istnieje naprawdę, nasz sympatyczny Kanadyjczyk od razu do niej podbija i w tym momencie zmienia się jego historia.
Czytając większość pierwszego tomu, ma się wrażenie, że w sumie nie dzieje się tu nic niesamowitego. Ot, mamy grupkę młodych osób i obserwujemy co robią w wolnym czasie. Trafiamy na próby wspomnianego zespołu Sex Bob-omb, jesteśmy na imprezce, przysłuchujemy się zupełnie zwyczajnym rozmowom na temat codzienności. Mamy sporo odniesień do popkultury, jest to wszystko napisane w lekki, ale wiarygodny sposób. Wydaje się jednak, że czegoś tu brakuje. Tym elementem okazuje się Ramona, która wnosi pewien kolor do historii. To właśnie jej pojawienie się daje historii kopa i od tego momentu zaczyna się prawdziwa zabawa.
Lubię takie niespodzianki jak finał pierwszego tomu. Okazuje się bowiem, że Scott Pilgrim, chcąc chodzić z wymarzoną dziewczyną, musi najpierw pokonać w walce jej byłych chłopaków. Co więcej, po zobaczeniu pierwszego pojedynku zapowiada się na to, że nie będą to zwyczajne bijatyki. W grę wchodzi zaskakujące połączenie komedii romantycznej z fantasy. Starcia rodem z gier wideo, jakieś magiczne moce, a to wszystko w rytmie tańców i muzyki. Noga sama zaczyna chodzić i już nie możemy się oderwać.
Bryan Lee O?Malley stworzył ten komiks w 2004 r. Zdaję sobie zatem sprawę z tego, że dzisiejsza młodzież może nie załapać wszystkich odniesień do ówczesnej popkultury, które zawarł tu autor. Co innego dzisiejsi trzydziestolatkowie, których okres dojrzewania przypadł na te właśnie lata. Jestem nawet pod wrażeniem faktu, że polskie tłumaczenie posiłkuje się odpowiednimi wyrażeniami, które ja kojarzę z młodości. Nie sili się na to, jak dzisiaj rozmawiają młodzi, lecz jak robili to niemal 20 lat temu.
Opinia bierze udział w konkursie