Naprawdę niesamowita książka. Porwała mnie od pierwszej strony i później całkowicie przepadłam. Zanim przejdę do tego o czym jest, powiem wam, że autorka ma niesamowity dar do przekonywania nas we wszystkim. Bardzo dobrze posługiwała się dawniejszym językiem z reguły wtedy, kiedy w tekście trzeba było zaakcentować obraz dawnych lat. Opowieść toczy się zwykłym czasem, lecz kiedy mamy poruszony nowy wątek, bądź postacie wspominają pewien etap swoich dziejów, to mamy to ukazane jako osobna opowieść. Po niej postać z książki nieco dorasta i widzimy z czym dalej przychodzi jej się zmierzyć. Jeżeli ktoś się tu pojawia na dłużej, wchodzi w rolę, a następnie streszcza nam swoje młodsze lata. Osoby, które pojawiają się na chwilę są nam znane tylko z opisu. Czytamy o tym co dokładnie robią, gdzie to robią i czym. Reszta nie jest opisana, gdyż nie wniosłaby niczego do opowieści. Na samym początku książki zastanawiałam się kto będzie tutaj główną bohaterką, gdyż te osoby się zmieniały. Dopiero później, kiedy już Pola została wygnana z pałacu w którym pracowała wraz ze zwoją mamą, zaczynamy zauważać, że to ona będzie tą główną postacią. A może jednak nie? Początkowo jej nieco współczułam, gdyż wiedziałam w jakich warunkach przyszła na świat i jak się nią zajmowano, albo może raczej, jak bardzo była niechcianym dzieckiem. Później okazała się być nieco zarozumiała, nie lubiła ciężkiej pracy i na nią narzekała. Wydawała się być paniusią, która los niesprawiedliwie pokarał. Następnie przeszła do fazy, gdzie wszystko bardzo ją ciekawiło. Choć nie chciała pojechać na kurs wiejskich położnych, to jednak nie miała wyjścia. Ona jako jedyna z kobiet nie widziała nigdy porodu, nie mówiąc o tym, że sama nawet nie współżyła z nikim. Niby znudzona, a jednak zaciekawiona przysłuchiwała się wykładowczyni, a czego nie wiedziała, to o to pytała. Trzymała się najstarszej z kobiet, która to była straszną gadułą i miała się za pempek świata. Następnie kiedy ich czas dobiegł końca, widzimy jak udaje się Poli przyjąć pierwszy poród. I tu wam dodam, że będziemy tu mieli opisanych wiele historii o narodzinach, niektóre będą bardzo tragiczne, inne przepełnione smutkiem i tylko skrawek tych dobrych, kiedy udało się przeżyć matce i dziecku. Metody jakimi się kiedyś posługiwali były niekiedy okrutne w stosunku do rodzącej kobiety. Znachorki zajmowały się babieniem stosując zabobony, a nie prawdziwą pomoc. Opisy bywały tutaj wstrząsające. Można by rzec, że tylko ludziom bogatym wiodło się dobrze, gdyż mieli potrzebne rzeczy do tego, by ich kobieta urodziła w miarę bezpiecznie. Stać ich było na lekarza, który znał się na praktyce i teorii porodu. W porównaniu z nim ich znajomość była niewielka. To, co tutaj przeczytałam bardzo często mnie szokowało i przerażało. Nie wyobrażałam sobie jak można było obciąć dłoń noworodkowi tylko dlatego, że rączka jego rodziła się jako pierwsza. Bardzo mną cała powieść wstrząsnęła. To część pierwsza i wiem, że nie tylko chcę, ale i muszę przeczytać część kolejną, choćby dlatego, by dowiedzieć się co dalej wydarzy w sekretnym schronisku. To niebywałe jak tak krzywdząca opowieść może się człowiekowi tak bardzo spodobać...
Opinia bierze udział w konkursie