?Serenada na wiolonczelę i rewolwer? to osadzony w międzywojennej Warszawie kryminał retro. Gatunek ten zachwycił mnie już kilka lat temu i staram się wracać do niego od czasu do czasu. Tym razem zaintrygowała mnie wiolonczela w tytule, ale również bardzo pozytywne wrażenia z lektury ?Agenta jego Świątobliwości?, debiutu Karola Kowala.
Z fabuły bezsprzecznie wypływa fascynacja autora zagadnieniami muzycznymi, jak i historycznymi. Równie ciekawie wprowadza czytelnika w kulisy pierwszego Konkursu Chopinowskiego, jak i niespokojnego okresu po przewrocie majowym.
Ówczesne realia przedstawia nam poprzez obdarzonego słuchem absolutnym byłego muzyka Filharmonii Warszawskiej, Hipolita Wajchera, który jest zarówno narratorem, jak i samozwańczym śledczym w sprawie zabójstwa swojego przyjaciela.
Czy śmierć Ksawerego mogła mieć coś wspólnego z prowadzonym przez niego śledztwem dziennikarskim? Tylko którym? Czy istotne mogą być materiały, które ten zostawił Hipolitowi na przechowanie? I czy on sam tym samym nie wystawia się na niebezpieczeństwo?
Jak się okazuje intryga sięga wysoko, a zamordowany dziennikarz najwidoczniej odkrył coś bardzo kompromitującego. Gdy zaczynają ginąć kolejne osoby, a agenci wywiadu interesują się Hipolitem, ten będzie musiał zdecydować komu i w jakim stopniu zaufać. A jego absolutny słuch okaże się przydatny nie tylko na scenie filharmonii, ale i w walce.
Autor stworzył intrygującą zagadkę kryminalną, ukazaną przez pryzmat dźwięków, które bohater odbiera w sposób szczególny. Zachwyciło mnie nie tylko to oryginalne podejście, ale również niesamowita umiejętność wplatania faktów w fikcję literacką i dynamiczna akcja, która trzyma w niesłabnącym napięciu do samego końca.
Czego mi zabrakło? Objaśnień terminów muzycznych, których w tekście jest dość sporo. Dla osób niezwiązanych z tematem ich brak może wpłynąć na odbiór tekstu, ale jest to mało istotny szczegół przy świetnej całości.
Opinia bierze udział w konkursie