"Gdyby istniały strony, stałabym po twojej."
Penny i Tate znają się od dziecka, ich matki się przyjaźnią, a one po prostu znoszą swoją obecność. Co prawda co jakiś czas niemal dochodzi między nimi do pocałunku, ale przez lata to ignorują i o tym nie rozmawiają. Wkrótce jednak zamieszkają razem, a wzajemne ignorowanie stanie się coraz trudniejsze...
Czy w końcu zmierzą się z rzeczywistością, ze swoimi pragnieniami i obawami?
"Chyba już na zawsze pozostaniemy dwiema kometami sunącymi po niebie. Nasze zderzenie przyniosłoby zmiany na skalę galaktyki, a tak zawsze będziemy za sobą tęsknić w chaosie gdybań."
Ależ to była dobra książka! Totalnie nie byłam gotowa na to, co znalazłam w środku.
Spodziewałam się młodzieżówki z lekko nielubiącymi się bohaterkami, które powoli odkrywają swoją tożsamość i wchodzą w dorosłość, zbierając po drodze pierwsze ważne doświadczenia. Zamiast tego otrzymałam naładowaną emocjami powieść, poruszającą megatrudne tematy, a wbrew pozorom, nie znalazły się wśród nich problemy związane z queerowością czy poszukiwaniem siebie.
Bardzo mi się to spodobało, sama nie wiem czemu, może dlatego, że dobrze jest widzieć dla odmiany bohaterów, którzy nie muszą mierzyć się z trudnościami na tym polu. Którzy nie boją się być, kim są, którzy są wspierani przez bliskich i mają pewną wolność w wyrażaniu siebie.
Nie oznacza to, że życie bohaterek jest proste. Obie przeżyły zdecydowanie zbyt dużo, jak na swój wiek i zasługują na każdy okruch szczęścia, jaki do nich trafia.
Motyw choroby w książkach zawsze porusza. Tutaj nie było inaczej, ale autorka przedstawiła go z nieco innej strony.
Cała fabuła krąży wokół przeszczepu części wątroby matki Penny, która postanowiła zostać dawczynią dla matki Tate. Obserwujemy tu całą gamę uczuć towarzyszących nastolatkom, ich obawy, frustracje, szczęście i wewnętrzne rozdarcie. Wspólnie z bohaterami uczestniczymy w całym procesie, obserwujemy go i współprzeżywamy, mając nadzieję na szczęśliwe zakończenie.
Czy go doświadczymy?
Wyróżniłabym w tej powieści trzy główne tematy i drugim z nich jest kwestia śmierci ojca Penny. Powoli poznajemy prawdę, autorka rzuca nam pewne skrawki informacji nakreślając sytuację i przygotowując nas na wielkie bum, jakim jest opis dokładny całej sytuacji. Jest to chyba najsmutniejszy z wątków w tej książce, nie tylko ze względu na samą śmierć, która zawsze przecież jest bolesna, ale na to, co ze sobą przyniosła.
Nie spodziewałam się tak trudnej relacji Penny z matką po tym wydarzeniu i jest to kolejna rzecz świetnie opisana przez autorkę. Nie będę więcej na ten temat zdradzać, ale naprawdę zachęcam Was do sięgnięcia po tę historię, wczucia się w nią i przeżycia wszystkiego razem z bohaterkami.
A jeśli mowa o tych sześciu niedoszłych pocałunkach i jednym prawdziwym, to cóż... przygotujcie się na dużo chemii, dużo wypierania, dużo marzeń i dużo słodkich gestów, udowadniających, że to czyny, a nie słowa, są najważniejsze.
"Muszę spojrzeć przez okno. Skupić się na rozmytych drzewach. W przeciwnym razie mogłabym wyciągnąć rękę, by upewnić się, czy jej ręka pamięta moja z ostatniej nocy. Bo moja pamięta."
Cała powieść jest świetnie skonstruowana, mamy tutaj fabułę podzieloną czasowo, rozdziały z perspektywy obu głównych bohaterek, a także ciekawy zabieg, jakim jest wtrącenie jeszcze wiadomości wymienianych przez przyjaciół Penny i Tate.
Mimo że książka porusza bardzo trudne tematy, to jednak całość pozostaje utrzymana w pozytywnym tonie, znajdzie się tu trochę humoru, sarkazmu i duuużo przyjaźni i miłości.
Jednocześnie jest bolesna i wzruszająca, a na koniec miałam mały niedosyt słodyczy, ale zdecydowanie mi się podobało.
Bardzo polecam tę książkę nie tylko młodzieży, zapewniam, że każdy, kto ją przeczyta, znajdzie w niej coś dla siebie.
"Sprawia, że wszystko staje się nowe. Kochanie jej nie jest jednak nowe. To coś stałego, do czego już się przyzwyczaiłam.
Ale bycie kochaną przez nią?
To jak zanurzenie się w wodzie po raz pierwszy."
8,5/10
Opinia bierze udział w konkursie