Fabuła
W gruncie rzeczy ?Skradzione godziny? przedstawiają miłość w trzech różnych aspektach, przez pryzmat trzech pokoleń: dziadków, rodziców oraz dzieci. Już na samym początku poznajemy dwie rodziny: konserwatywną, sztywno tkwiącą przy zasadach, w duchu których jej członkowie zostali wychowywani, oraz liberalno-postępową, starającą się wdrażać w życie pewne zmiany. Do pierwszej z nich należy Ramon ? przystojny chłopak, miły i zabawny, bez większego trudu zdobywający serca dziewczyn. Do drugiej ? Robert. Nieco nieśmiały, nieco wycofany, ale ułożony i grzeczny. Historia tych dwóch chłopców stanowi jedną trzecią ogólnej linii fabularnej. Drugą część zajmują sprawy dotyczące pokolenia rodziców. Małżeństw: Rosa i Damian (konserwatywna) oraz Lola i Antonio (liberalno-postępowa). Jednak elementem z założenia najbardziej łamiącym serce jest miłość dotycząca najstarszych kochanków. Kim oni są? O tym musicie przekonać się sami.
Zacznijmy może od najmłodszych. Miłosna relacja, w którą uwikłany jest zarówno Robert, jak i Ramon (najlepsi przyjaciele, warto wspomnieć), przypomina wątek wyciągnięty z taniego melodramatu. Nie jestem nawet w stanie powiedzieć, czy cokolwiek tutaj poszło niezgodnie ze znanym schematem, a jeśli tak, to był to zaledwie niewart zapamiętania szczegół. Przebieg dotyczącego ich wątku można by odgadnąć już na samym początku, gdy tylko ujawnione zostały wszystkie podstawowe elementy układanki. W teorii to, co przytrafiło się chłopakom, powinno może nie tyle stanowić lekcję, co z pewnością dawać szansę zagłębienia się w proces dojrzewania. Dojrzewania rozumianego jednak nie tyle jako samo pojawienie się świadomości, że płeć przeciwna jednak istnieje i wcale nie jest taka okropna, co dojrzewania do samego odczuwania głębszych uczuć. Mam jednak wątpliwości, czy autorka sprostała temu zadaniu. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że chciałaby za dużo i za szybko, przez co wszystkie wydarzenia są jednak ogromnie spłycone. Czytelnik nie zostaje dopuszczony dalej niż do najpłytszych warstw psychiki bohaterów, a ich zachowanie, emocje wydają się infantylne i najzwyczajniej w świecie odbierają tej powieści nieco realności. Obaj chłopcy zdają się działać jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki: dziś nie jestem zakochany, jutro jestem, bo tak kazała mi autorka. Zupełnie nie kupiłam takiej wersji wydarzeń.
Wątek rodziców, choć najsłabiej rozwinięty, paradoksalnie najbardziej mnie do siebie przekonał. Był równie wybrakowany co ten dotyczący dzieciaków, brakowało mu głębi i dokładniejszego wejścia w temat, ale w przystępny sposób przedstawiał dwa oblicza małżeństwa i różnice pomiędzy nimi. Z jednej strony widzimy bowiem Rosę i Damiana ? związek stanowiący dla kobiety klatkę. Jest całkowicie podporządkowana mężowi pod każdym względem, godzi się nawet na przemoc domową i to tę niekoniecznie wymierzoną w jej osobę. Taka sytuacja pokazuje, jak krytycznie miały się sprawy w domu tych dwojga. Często zdarza się bowiem, że małżonki ?zgadzają się? na wyrządzanie krzywdy im samym, kiedy jednak ręka zostaje podniesiona na dziecko, czara goryczy się przelewa. Maria Solar pokazuje tutaj, że stopnie uzależnienia od partnera mogą być różne, a stan najwyższy skutkuje całkowitą pasywnością. Z drugiej strony przedstawieni zostają nam Lola i Antonio, czyli małżeństwo, którego miłość się wypaliła, a jej miejsce zajęło przyzwyczajenie. Nazywa się to najgorszym końcem, chorobą, na którą zapada tak wiele małżeństw. Autorka próbuję tę sytuacją racjonalizować, pokazać, jakie jest jedno z możliwych wyjść. Jej wybór niekoniecznie pokrywa się z moim, niemniej jest to punkt widzenia wart poznania.
Ostatni element, czyli miłość wśród dziadków, jest, prawdę powiedziawszy, tym najgorszym dla mnie, bo najbardziej przesłodzonym. Pomimo aury tragedii i całego dramatyzmu miłość trwająca przez całe życie, aż po grób, choć większość czasu spędzono osobno, nie do końca do mnie przemawia. Tym bardziej że przedstawiono ją w sposób niegasnącego płomienia stale rozgrzewającego serca kochanków. Brzmi pompatycznie i tak właśnie było. Być może osoby o bardziej miękkich sercach czy choćby większym zamiłowaniu do romansów docenią tak niezwyciężone uczucie. Ja, choć mam w sobie jakiś pierwiastek romantyczki, mówię takim rozwiązaniom ?nie?. Zbyt piękne, by mogło być prawdziwe, a to realność najbardziej cenię w książkach.
Bohaterowie
Tak naprawdę nie za wiele jestem w stanie powiedzieć o bohaterach, bo jedyne, co zapadło mi w pamięć, to sam fakt dużej liczby imion na literę "r". Roberto, Ramon, Rita. W pierwszej połowie książki, gdy dopiero wgryzałam się w historię, było to o tyle kłopotliwe, że momentami nie byłam pewna, do której z przeciwstawnych sobie rodzin należy dana postać. Generalnie rzecz ujmując: bohaterowie byli dość nijacy i płascy, żaden z nich nie miał cechy wyróżniającej go, określającej. Podawane były jakieś szczegóły, nie da się przecież pisać o jakimś bohaterze, zupełnie nic o nim nie mówiąc, lecz w ogólnym rozrachunku całe grono postaci wypadło na tyle słabo, że nie potrafię ich nawet skrótowo scharakteryzować.
Język
Bardzo prosty. Dla jednych jest to wada, dla innych zaleta, ja jednak nie byłam z tego powodu zachwycona. Co jednak muszę autorce przyznać, to niewątpliwa umiejętność tworzenia/wplatania zgrabnych sentencji. Cytatów zaznaczyłam naprawdę sporo, a ja nie należę do osób, które przyklejają karteczkę indeksującą przy byle błahostce. Nie byłabym jednak całkiem szczera, gdybym nie wspomniała, że tak duża liczba cytatów miała też swoją mniej przyjemną stronę: czuć było, że momentami są one dodane na siłę, miejscami nawet w zupełnie osobnym akapicie. Nie tylko wybijały wtedy z rytmu, ale po prostu nie pasowały do tego prostego, niewyjątkowego stylu.
Podsumowanie
Cóż, to zdecydowanie nie jest najlepsza książka, jaką czytałam, mam wrażenie, że nie leżała nawet koło dobrej. Ma swoje plusy i nie nazwałabym jej przykładem grafomanii, ale jej urok do mnie nie trafił. Ogromnie żałuję także, że czas akcji był tylko czasem akcji, ale same działania bohaterów czy świat przedstawiony nie nosiły większych znaków tego okresu, ograniczały się do czarno-białego telewizora. Szkoda. Jeśli jednak ktoś szuka prawdziwie lekkiej i nieco nawet odmóżdżającej lektury (chociaż tematyka wcale nie należy do najłatwiejszych), to myślę, że ?Skradzione godziny? będą całkiem niezłym strzałem. Bardziej ambitni powinni poszukać dla siebie czegoś innego.
S. z bloga www.nieksiazkowy.blogspot.com