"Do czytelnika: Podaj mi rękę".
Brzmi jak zachęta do tego, aby dać się poprowadzić autorce i wciągnąć w świat, jaki chce nam przedstawić.
Cudny wstęp.
Ta książka wpadła mi w ręce w zasadzie przypadkowo.
OCH!, obym więcej takich przypadków w życiu miała :)
Powoli poznaję i rozsmakowuję się w książkach z serii Uczta Wyobraźni pod szyldem Wydawnictwa MAG. Myślę, że zaczęłam ją poznawać od strony wybitnej i nie łatwo będzie utrzymać ten poziom.
"Nie zawsze rozumiałam tę książkę, ale jest piękna".
To opinia innej czytelniczki.
Nie umiałabym chyba lepiej sama streścić w jednym zdaniu odczuć, jakie we mnie wzbudziła ta książka po jej przeczytaniu.
Trudno mi też trochę do końca uchwycić fenomen tej powieści.
Myślę, że największą wartością jest język, jakim jest tworzona. Trzeba się w tę narracje wgryźć, poczuć rytm książki, jakim jest napisana, ale kiedy wejdziemy w ten świat i zamysł autorki, możemy poczuć ogrom satysfakcji z czytania.
Struktura opowieści jest nietypowa, dużo w niej poetyckiego języka, snucia opowieści poprzez pieśni oraz zdania kojarzące się ze strumieniem świadomości. Podczas czytania odnosi się wrażenie, że akcja jest szarpana, bo i czasy wydarzeń, jakie mają miejsce, są przeplatane. Do tego głosy kilku bohaterek przeplatające się na kartach.
Samatar opowiada historię czterech bardzo różnych kobiet na tle historii miejsca zwanego Olondrią. Kobiety są jednocześnie narratorami i opowiadają wycinek danej historii ze swojej osobistej perspektywy, które są bardzo różne. Jedna z nich wprowadza i nakreśla tło historii i ta jest chyba najbardziej "zwyczajna"; inna opowiada o rodzącej się religii; kolejna - historię miłości i poezji; ostatnia, według mnie najbardziej przejmująca, jest podsumowaniem, zaskoczeniem (tak, zaskoczeniem), epilogiem.
Mam wrażenie, że ten historyczny rys jest tylko tłem dla opowieści o odwadze, namiętności, odnajdywaniu siebie i podążaniu za tym.
Żałuję, że sama fabuła nie była dla mnie bardziej wciągająca, niemniej, książka ma inne zalety, za które wysoko ją oceniłam. Tak sobie myślę, czy nie jest to pozycja, w której ważniejszy jest styl pisania i jego walory artystyczne, niż sama treść...
Według mnie to typ książki, którą można czytać wielokrotnie i za każdym razem odnajdzie się w niej coś innego, poczuje śpiew innej historii.
"Skrzydlate opowieści" to powieść kobieca - z taką opinią się spotkałam. Kobieca, czyli... jaka? Dla kobiet czy o kobietach? Czy może - najpewniej! - splata te dwa aspekty ze sobą?
Może właśnie dlatego tak mnie ta książka zachwyciła, bo trafiła po prostu na konkretny sposób odczuwania i wrażliwości.
Z drugiej, dużo w niej kobiecego ucisku, wyzwalania się spod panowania męskiego dominantu, udręk tym powodowanych - te wszystkie aspekty na pewno mają tu niebagatelne znaczenia dla odbioru.
Kiedy zastanawiam się, czemu tak wysoko ją oceniam, to z jednej strony pojawia się myśl, że choć czytanie jej sprawia trochę trudu, bo trzeba się skupić, aby wniknąć do tego świata, to jednak sposób prowadzenia narracji jest na tyle nietypowy, że trudno mi ją porównać z czymś innym. Dla mnie niewątpliwie była to jedna z najbardziej oryginalnych książek, jakie czytałam, i tu rodzi się mój zachwyt.
Czytanie "Skrzydlatych opowieści" nie jest czytaniem łatwym. Nie jest to sposób prowadzenia fabuły niczym, dajmy na to, kryminału, gdzie akcja toczy się zwartym ściegiem a strona za stroną uciekają nam spod palców. Jednak wierzę w nią - wierzę w tę książkę i wierzę w ten sposób pisania jako alternatywę dla książek bardziej przystępnych.
A może po prostu bardzo ujęła mnie historia skrzydlatego bohatera...
"Na wszystkich bogów, gdybyś zmieniła się w smoka na moich oczach, prędzej spłonąłbym, niż uciekł"
Opinia bierze udział w konkursie