Co potrafi niewidomy facet? Biorąc pod uwagę, że przy trzydziestosześciostopniowej ?gorączce? umiera z wycieńczenia, a drobne pokasływanie w jego wypadku na pewno zwiastuje gruźlicę, można by sądzić, że w momencie utraty wzroku zalega na zawsze w łóżku z cewnikiem przytwierdzonym na stałe do? wiadomo gdzie. A Ty służ wiernie i dzielnie. Podawaj, podcieraj, łataj dziury w dachu i koś trawnik. Nie użalaj się, nie płacz, nie ?wynokwiaj?, jak mówią na Śląsku. Powiecie ?hola hola, to nie powód do żartów?. Ano nie. Nie powód. To stereotyp. Jednak chcę spuścić trochę powietrza z powagi towarzyszącej temu tematowi, bo za chwilę opowiem o książce, w której głównym bohaterem jest właśnie niewidomy od dwudziestu lat facet. Facet, który uciera nosa wszystkim stereotypom, będąc szefem Kreteńskiego Centrum Badań Archeologicznych, archeologiem, niebywale inteligentnym, a jednocześnie dość irytującym przystojniakiem. Jest wytworem wyobraźni Marty Guzowskiej i tytułowym bohaterem jej najnowszej książki Ślepy archeolog.
Na terenie wykopalisk, którymi kieruje niewidomy Tom Mara, zostają znalezione zwłoki polskich turystów. To wydarzenie implikuje szereg niezwykle dziwnych wypadków, obok których nasz archeolog nie może przejść obojętnie. Zwłaszcza, że wydaje się, iż ktoś szczególnie zaangażowany w te wszystkie sprawy, postanawia zabawić się z nim w grę, czyniąc go niejako odpowiedzialnym za wszystkie wydarzenia.
Mamy tu do czynienia z facetem, który zna każdy zakamarek obszaru wykopalisk, swoją niedyspozycję traktuje w kategoriach normalności, postrzegając przestrzeń poprzez liczbę kroków, a wszystko co się wokół niego dzieje doskonale przyswaja dzięki niezwykle wyostrzonym pozostałym zmysłom. Otoczony gadżetami wspomagającymi codzienne funkcjonowanie, żyjący zgodnie z przyjętym schematem, gubi się tylko w jednej sytuacji: gdy wyczuwa choćby najmniejsze tąpnięcie ziemi. Wówczas ze ?zmysłowego MacGyvera? staje się normalnym człowiekiem, z lękami i fobiami. Dla mnie w tych właśnie momentach Mara przepoczwarza się z wymyślonego bohatera książki w rzeczywistą postać. W tych krótkich momentach wierzę, że może istnieć naprawdę. Może właśnie dlatego tak trudno było mi ?wejść? w akcję. Nie umiałam sobie wyobrazić, że niewidomy człowiek potrafi być tak spektakularnie dokładny. Miałam wrażenie, że stawiając pytanie ?jak ślepy facet, który porusza się odmierzając kroki (opisów tych działań Guzowska nam nie oszczędziła), może ścigać zabójcę??, otrzymałabym odpowiedź ?Może. Pod warunkiem, że nazywa się Mara. Tom Mara?. Nie wiem, czy czujecie, co chcę przekazać. Po prostu było to dla mnie nieco zbyt nierzeczywiste jak na książkę, która jest mieszaniną kryminału i thrillera.
Często oceniam lekturę przez pryzmat miejsca akcji, klimatu, który potrafi (lub nie) przedrzeć się do mnie, niezależnie od tego, gdzie jestem. Lubię, gdy miejsce jest jednym z bohaterów książki i to Guzowskiej doskonale wyszło. Upalna Kreta przywoływała mnie do siebie na każdej niemal stronie. Czytałam tę książkę, gdy za oknem było szaro i deszczowo, a ja miałam wrażenie, że wisi nade mną słońce, czułam spiekotę i żar na twarzy. Wszechobecny kurz, lepiące się do twarzy włosy, pękająca od nadmiaru promieni słonecznych skóra ? to doznania niemalże organoleptycznie.
Wreszcie tajemnica. Sam pomysł na kryminalną zagadkę uważam za trafiony, szczególnie, że Guzowska świetnie potrafi stopniować napięcie. Podczas lektury odnosiłam wrażenie, że wszystko tutaj zostało przemyślane i odpowiednio rozpisane, bowiem liczba drobiazgów, które okazują się mieć znaczenie, jest tutaj dość imponująca. Absolutnie wszystko jest ważne i znajduje swoje wytłumaczenie. Tak dobrze jest do momentu, w którym dochodzi do rozwiązania zagadki. Nie można powiedzieć, że pisarka nie zaskakuje w końcowych rozdziałach. Wręcz przeciwnie ? wywiodła mnie daleko w pole. Nie mam jednak przekonania, czy dlatego, że tak doskonale pogmatwała samą historię, czy może dlatego, że ten finał wydał mi się kompletnie nierealny i odstający od naprawdę dobrze skonstruowanej zagadki. Odniosłam wrażenie, że gdzieś coś nie zagrało i pisarka musiała wybrnąć z problemu, psując nieco zakończenie. Szkoda, bo gdyby w tej kwestii zadziało się inaczej, to mielibyśmy naprawdę kawał bardzo dobrego thrillera.
To było moje pierwsze spotkanie z Guzowską. Co prawda Ślepym archeologiem nie przekonała mnie do siebie całkowicie, jednak uważam, że to całkiem przyjemna lektura, którą bardzo szybko się czyta, dlatego zwolennicy tego typu historii śmiało mogą po nią sięgnąć.