,,Dom jest tam, gdzie druga połowa twojego serca ... " Dla jednych słowo ,,dom" kojarzy się z konkretnym miejscem, gdzie wracają, gdzie dorastali, gdzie kiedyś mieszkali. Drudzy słowa ,,dom" używają, gdy mówią o rodzinie, albo osobie, którą kochają, która jest dla nich ważna. Tillie Cole to autorka, którą zdążyłam już doskonale poznać. ,,Tysiąc pocałunków", czyli pierwsza książka tej autorki, którą miałam okazję przeczytać nie zachwyciła mnie, ale seria ,,Kaci Hadesa" zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Postanowiłam więc poznać kolejną powieść, która wyszła spod pióra tej autorki. ,,Słodki dom" wydaje się historią iście z szekspirowskiego dramatu. W końcu mamy tutaj Romea i Molly (jednakże jej drugie imię brzmi Julia). Nazwisko głównej bohaterki to Sheakspeare. A jednak nie do końca ... Molly wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych, by pracować jako asystentka wykładowcy na Uniwersytecie Alabamy. Studiuje filozofię, jej iloraz inteligencji jest bardzo wysoki, dzięki czemu rok wcześniej poszła do szkoły. Teraz przygotowuje się do pisania doktoratu. Przez przypadek, pierwszego dnia pracy poznaje Romea Princea - gwiazdę uniwersyteckiej drużyny futbolu amerykańskiego. To jedno spotkanie na zawsze odmieni ich życie. Cała powieść zaczyna się dosyć naiwnie. Główna bohaterka, czyli Molly jest zdolną i bystrą dziewczyną, która rozpoczyna swój pierwszy dzień pracy na stanowisku asystenta wykładowcy. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że życie uniwersyteckie w Stanach Zjednoczonych jest całkiem inne niż w Anglii. I tak studentka z Oxfordu poznaje życie studentów w Alabamie, gdzie wszyscy emocjonują się futbolem amerykańskim, z kolei ona nawet nie zna jego zasad. Molly to bohaterka, która na początku książki bardzo mi się spodobała. Była odważna; nie przejmowała się tym co mówią o niej inni, wspierała także swoje przyjaciółki, które poznała w akademiku. Była sympatyczna, urocza i całkiem inna od uczniów uniwersytetu. Z czasem jednak miałam wrażenie, że autorka chyba poszła nie tą drogą. Molly stała się uległa i naiwna, nie była tą dziewczyną, która zdobyła moje serce na początku powieści. Co do Romea, to tutaj również byłam lekko rozczarowana. Liczyłam na to, że autorka będzie budowała napięcie w związku z jego postacią. I tak z początku wydaje się, że to taki bad boy, dziewczyny uganiają się za nim cały czas, zalicza wszystkie dziewczyny na kampusie a potem staje się potulny jak baranek. Za mało było w nim charyzmy, Cole nie uwypukliła jego przemiany. Jak dla mnie za szybko rozwijała się ich relacja. I chociaż chemia między Molly a Romeo jest magnetyzująca, ciągle gdzieś brakowało mi tutaj prawdziwości, wszystko było górnolotne i chyba za bardzo przesadzone. Cole pisze lekko i co do języka, jakim napisany jest ,,Słodki dom" nie mam żadnych zastrzeżeń. Jednakże, co do fabuły nie jest już dobrze. Historia Molly i Romea jest niestety bardzo schematyczna, a przy tym naiwna. Główni bohaterowie poznają się w momencie, gdy Molly upadają na podłogę kartki, które niesie na wykład. Romeo pomaga jej je podnieść. Ile razy ten motyw był wykorzystany w romansach ? Tego chyba nie da się zliczyć. A dodając do tego później górnolotne wyznania miłości, złych rodziców Romea i do bólu przebiegłą Shelly - dziewczynę, która chce koniecznie wyjść za mąż za Romea mamy tutaj cały ogląd sytuacji. Relacja głównych bohaterów rozwijała się moim zdaniem za szybko. Miałam wrażenie, że gdy doszło już do tego kulminacyjnego momentu, w którym główni bohaterowie wiedzieli, że coś do siebie czują, autorka nie miała pomysłu na dalszą fabułę i wymyślała coś na szybko, byleby książka nie była za krótka. I co prawda ja lubię czasami przeczytać takie schematyczne do bólu powieści, ale ,,Słodki dom" wykorzystuje chyba już wszystkie schematy, jakie tylko możemy znaleźć w romansach. Nie znaczy to jednak, że powieść nie ma plusów. Przede wszystkim warto pochwalić autorkę za to, że pokazała w swojej książce, że jeśli chcemy, możemy dokonać wszystkiego sami; zwróciła też uwagę na przemoc wobec dzieci. Wzruszające było też to, jak ukazała w powieści motyw macierzyństwa i to, że nie tylko kobieta jest odpowiedzialna za dziecko, ale także mężczyzna. W końcu mężczyzna ,,albo powinien być zawsze, albo w ogóle". To była jedna z tych chwil, która mnie wzruszyła. Reszta była albo przesadzona, górnolotna, albo nie wywołała na mnie żadnego wrażenia. ,,Słodki dom" to historia, która ma wiele wspólnego z szekspirowskim dramatem. Nie powiem Wam jednak, czy miała tragiczny finał. Książka Cole jest jak dla mnie zbyt przewidywalna, zbyt naiwna i nawet poruszane przez autorkę trudne tematy nie sprawiają, że jest lepiej. Autorka serii ,,Kaci Hadesa" tym razem przedobrzyła, nie miała chyba pomysłu na fabułę i szkoda, że tak poprowadziła całą powieść, bo bohaterowie mieli potencjał. Ja niestety się rozczarowałam, nie ukrywam, że spodziewałam się innej powieści, ale wierzę, że kolejne części, które będą opowiadały historie przyjaciół Molly i Romea będą o wiele lepsze.