Ponoć dzieci i ryby głosu nie mają, ale w ?Smutku ryb? Hanny Krall do głosu dochodzą właśnie te ostatnie. I to na dodatek pełną gębą.
Hanny Krall nikomu przedstawiać nie trzeba. Pisarka, dziennikarka, reportażystka. Chyba największy rozgłos przyniosła jej książka pt. ?Zdążyć przed Panem Bogiem? ? wywiad z Markiem Edelmanem. Jedno z opowiadań Hanny Krall stało się kanwą do filmu Jana Jakuba Kolskiego pt. ?Daleko od okna?, z kolei Krzysztof Kieślowski wyreżyserował ?Krótki dzień pracy? również na podstawie reportażu jej autorstwa. A teraz Hanna Krall odnotowuje literacki come back. Wydawnictwo Dowody na Istnienie zebrało cykl rozmów, jakie pisarka przeprowadziła w latach 1983 i 1984 dla ?Wiadomości Wędkarskich? o rybach. Czyżby Krall była miłośniczką tych wodnych stworzeń? Tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że zagościła tam tymczasowo w wyniku zawieruchy politycznej. Wiemy też, że w czasach współpracy z miesięcznikiem z ryb wycisnęła chyba wszystko.
Krall wysoko ość zawiesiła, przepraszam, poprzeczkę, bo o rybach nie rozmawia z wędkarzami czy ichtiologami, czyli specami od budowy ryb, a zaprosiła do wywiadów, m.in. socjologa, historyków, antropologa czy astrologa. Cóż oni o rybach wiedzieć mogą? Otóż okazuje się, że nie tylko mogą, lecz i mają w tym zakresie niemało do powiedzenia. Krall bowiem zarzucając wędkę, sprytnie wyszukuje płaszczyzny styku, jakie mogą zachodzić między rybami a poszczególnymi dyscyplinami naukowymi. I tak dowiadujemy się, że emblematyka ? tajemna wiedza ?o prawdach moralnych w emlemach?*), przy czym emblem to kompozycja znaczeniowa składająca się z obrazu i tekstu) ? znakiem ryb posługiwała się szczodrze, raz zaszyfrowując w nim poważny obraz egzystencji ludzkiej, innym razem? frywolny sens erotyczny. W poszukiwaniu źródeł autorka odwołała się także do czasów ewangelistów, a nawet starożytnego Babilonu. Jak widać, sieci rozciągnęła szeroko, wyławiając piękne okazy tematyczne pływające nie tylko w poszczególnych dziedzinach naukowych, lecz także drążyła epoki historyczne, w których choćby i najmniejsza płotka mogła stać się inspiracją do ciekawej dyskusji.
Tak więc nic, co dotyczy ryb, Krall nie jest obce. To akurat w zupełności zrozumiałe, biorąc pod uwagę fakt, do jakiej grupy odbiorców autorka kierowała swój przekaz. W materiale inaugurującym cykl pt. ?Smutek ryb? wyjaśniała: ?Ta strona nie jest dla wędkarzy. Wędkarz wędkuje i nie ma czasu na czytanie żadnych stron. Ta strona jest dla żony. Mąż wędkuje, a żona sobie czyta.?*) A przecież powszechnie wiadomo (głównie tym, którzy opierają swą wiedzę na teoriach św. Tomasza z Akwinu, zaliczanego nomen omen do doktorów Kościoła), że kobieta, zwłaszcza żona, a już małżonka spinningowca szczególnie, ma w sobie ?nadmiar wilgoci?, co w dużej mierze tłumaczyłoby jej okołowodne zainteresowania. Dlatego więc, gdy ?wszystkie rybki śpią w jeziorze?**), Krall proponuje współczesnym paniom, by nie stawały zajętym obcowaniem z naturą mężom okoniem i w zamian daje córkom, żonom tudzież pozostałym towarzyszkom rybaka niepowtarzalną okazję? zajrzeć rybie pod łuskę bez absorbowania męskiej części publiczności.
Przysłowiowa też jest i kobieca ciekawość, stąd Krall wręcz zmuszona była zapełnić rubrykę naprawdę inspirującym materiałem tak pod względem treści, jak i formy, a że dzisiejsza białogłowa (nieważne klasycznie farbowana czy z soft ombre) z natury jest tyleż gadatliwa co i bystra, to niejako staje się oczywistą oczywistością, że pogaduchy z luminarzami świata nauki powinny w równym stopniu zaspokajać tak dociekliwość, jak i inteligencję czytelniczek.
W efekcie otrzymaliśmy świetnie poprowadzony komplet rozmów, opatrzony swoistym Krallowym badżem. Badże to szkockie znaki herbowe, o których autorka rozprawia z profesorem Stefanem Kuczyńskim, historykiem kultury, koniecznie w kontekście rybich motywów, wybierając sobie na własny znak rozpoznawczy siatkę na zakupy skrzyżowaną z gęsim piórem. Dla młodszego pokolenia może słowo wyjaśnienia. W latach osiemdziesiątych shopping należał do aktywności wysoce specjalistycznych, wymagających od uczestnika niebagatelnych umiejętności rozpoznawczo-organizacyjnych ze względu na wprowadzoną reglamentację towarów. A z kolei z uwagi na warunki polityczne ówczesny język wypracował własny kod znaczeniowy, by unikać kursu kolizyjnego z cenzurą. Tak więc w życiu codziennym siatka na zakupy (nie mylić z kasarem, co ciekawe ryby akurat nie podlegały okartkowaniu), a w życiu literackim gęsie pióro, za pomocą którego autorka kreśli raczej krótkie acz treściwe pytania dla swoich rozmówców, pytania, które pozwalają im swobodnie rozwinąć skrzydła w dyskusji. I choć sama pozostaje niemal niewidoczna w tle, to jej reporterski zmysł bezbłędnie wyczuwa momenty zasługujące na przytrzymanie uwagi. Wyławia je wówczas na powierzchnię, podkreślając istotę tematu. A może i nawet uwypuklając zupełnie inny kontekst? Co szczególnie lubię w Krall, to właśnie jej indywidualny punkt spojrzenia na rzeczywistość, ponieważ materiały przez nią tworzone nie są prostym odbiciem wydarzeń, a odsłaniają ich głębszą tkankę.
W ?Smutku ryb? nie tylko autorka zastosowała system przynęt, także wydawnictwo Dowody na Istnienie wabi czytelnika formą publikacji, na którą składają się choćby elegancka i twarda oprawa, wewnątrz kolorowe ilustracje Izabelli Zychowicz, a nawet zakładka w kształcie pręgowanej? ryby oczywiście. Czy smutnej? Nie wiem, ale moim zdaniem na pewno wieloznaczeniowej.
*) cytaty z książki Hanny Krall ?Smutek ryb? z Wydawnictwa Dowody na Istnienie
**) fragment piosenki biesiadnej