Właśnie skończyłam czytać drugi tom cyklu "Dziewczyna z gór" Małgorzaty Wardy. Pierwsza część mnie zainteresowała i choć spodziewałam się czegoś bardziej "kryminalnego" to dostarczyła mi sporo rozrywki. Co do części drugiej miałam nieco mniejsze (i inne ) oczekiwania i bardzo się z tego powodu cieszę. Autorka , choć trzymałam za to kciuki, nadal nie skręciła w kierunku thrillera/kryminału tylko pozostała w gatunku powieści obyczajowej. Niestety tym razem czegoś tutaj zabrakło. Moim zdaniem temat , na którym została oparta fabuła tego cyklu, został już przerobiony i wyczerpany w tomie pierwszym. Spodziewałam się, że zostanie tutaj dodane coś nowego, jednak się rozczarowałam. Satysfakcjonujące były jedynie Karpaty i zakończenie książki.
Ofiara porwania, Nadia, po wielu latach decyduje się ujawnić policji swoją tożsamość. W wyniku tego następuje ciąg dramatycznych zdarzeń.Śnieżna burza pogrąża w chaosie górskie miasteczko, utrudniając prowadzenie śledztwa, a w tym czasie wychowywana poza światem Nadia wraca do cywilizacji. Tam musi stawić czoła mediom i policji. Pojawiają się wątpliwości, czy jest ofiarą porwania, czy może od lat świadomie kieruje własnym losem. Porywacz pozostaje nieuchwytny. Pojawiające się tropy sugerują jego śmierć, ale czy Jakub na pewno nie żyje? I kim właściwie jest? Przestępcą czy może człowiekiem, który w końcu nauczył się kochać?
Na wstępie powiem , że by cieszyć się z lektury, nie trzeba czytać tomu pierwszego. Autorka cały czas używa retrospekcji, wraca do wydarzeń z przeszłości, opowiada o rzeczach o których czytaliśmy zaledwie "kilkadziesiąt" stron wcześniej. Moim zdaniem właśnie ta powtarzalność, jest najsłabszą stroną tego tytułu. W tomie pierwszym dowiedzieliśmy się, że Nadia została porwana przez swojego ojca i wywieziona w Bieszczady, gdzie spędziła kolejnych kilkanaście lat życia nie kontaktując się ze swoją rodziną. Pod koniec książki Jakub pozoruje swoją śmierć dając tym samym dziewczynie wolność. W tym tomie Nadia wraca do domu i próbuje na nowo ułożyć swoje stosunki z dawno nie widzianymi rodzicami. Jednak okazuje się to bardzo trudne. Nadal tęskni za swoim zaginionym ojcem i postanawia pomóc policji w poszukiwaniach. Mówiąc szczerze miałam nadzieję, że tej rodzinnej psychologii będzie tutaj troszkę więcej. Brakowało mi szczerych rozmów matki z córką, wyjaśnienia dlaczego dziewczyna nigdy nie próbowała skontaktować się ze swoimi bliskimi choć mogła te zrobić. Jak odnajduje się osoba zaginiona, szczególnie po kilkunastu latach, to traktowane to jest jak cud. Tutaj tego cudu nie doświadczyłam. Miałam wrażenie, że Nadią interesowała się jedynie policja i garstka dziennikarzy. Nie zjechała się rodzina, nie przychodzili przyjaciele....wszystko to odbyło się jakoś anonimowo. Zawiedziona jestem również tym, że pomimo faktu iż duża część narracji należała do Jakuba, to i on się nie otworzył. Nadal się nie dowiedziałam co takiego wydarzyło się w "domu zła" i jakie miało konsekwencje. Wielki potencjał jaki tkwił w tym temacie nie został wykorzystany. Liczyłam na to, że autorka pokaże jaki wpływ na dorosłe życie człowieka mają traumatyczne wydarzenia z dzieciństwa. Jak tortury, wykorzystywanie seksualne mogą zniszczyć człowieka i jaki mają wpływ na jego psychikę. Metamorfoza jaką przeszedł Jakub była kompletna jednak zdecydowanie powierzchowna. Zresztą wszystko w tej powieści takie było. Autorka zamiast na szczegółowej analizie psychologicznej bohaterów skupiła się na nostalgii i niczego nie wyjaśniających retrospekcjach, które momentami były nudne. Na siłę wprowadzono tutaj również wątek romantyczny , który nijak nie przystawał do tego w jakiej kondycji psychicznej byli bohaterowie. Romans ten był zupełnie od czapy... no chyba że chodziło o "zwykły" seks na odreagowanie.
Po drugiej części cyklu nadal do końca nie wiem kim była Nadia. Ponieważ samej ciężko było mi ją rozgryźć poprosiłam o pomoc mojego męża. Z wielkim bólem (trzy kropki) przeczytał tę książkę i wnioski, które wyciągnął mnie zaintrygowały. Jego zdaniem Nadia padła ofiarą syndromu sztokholmskiego jednak autorka nie miała na tyle odwagi by w pełni pociągnąć temat. Wskazał mi jednak kilka szczegółów w tekście, które wskazywały na to, że dziewczyna była zakochana w swoim ojcu (chociażby to, że był dla niej najpiękniejszym mężczyzną na świecie). Jak zaczęłam się nad tym zastanawiać to myślę, że mój luby mógł mieć rację. Może to fakt, że była zauroczona porywaczem (nawet jeśli był jej ojcem) nie pozwolił jej skontaktować się z czekającą na nią rodziną? Bo przecież przez większość spędzonego na odludziu czasu prowadziła normalne życie, miała przyjaciół, chodziła do szkoły, miała telefon i komputer. Ciekawi mnie czy inny autor, żyjący w mniej pruderyjnym kraju, wykorzystał by cały potencjał "syndromu sztokholmskiego". Czy książka o kazirodztwie , na miarę dzieł Virginii C Andrews, nie zniszczyła by reputacji autorki? Tego już się nie dowiemy, bo oprócz paru fragmentów , które zresztą mogliśmy błędnie zinterpretować, nie mam tutaj absolutnie nic "grzesznego".
Tym co mi się podobało to opisy przyrody i jej potęgi. Lubię wędrować po górach i wiem jak mogą być niebezpieczne. Groźne zwierzęta, kłusownicy, przemytnicy, pogoda, przepaści, osuwiska...wszystko to sprawia, że zwykła wycieczka może skończyć się tragedią. Nadia , choć momentami myślałam że jest lekkomyślna, rozumiała góry i czuła przed nimi respekt. I to mi się w niej podobało. Małgorzata Warda zdecydowanie umie tworzyć klimat. Sprawia, że czytelnik się teleportuje, w jednej minucie jest we własnym łóżku a po kilku akapitach budzi się w zimnej, bieszczadzkiej chacie. Bardzo mi się to podobało. Choć nie zakochałam się w bohaterach to przyroda mnie oczarowała.
Jeśli kiedykolwiek zostanie napisana trzecia część cyklu "Dziewczyna z gór", a przeczytałam gdzieś że takie są plany autorki, to nie wiem czy po nią sięgnę. Już teraz wiem co się stało z głównymi bohaterami i wydaje mi się, że ciągłe wałkowanie ich przeszłości, nie ma już większego sensu. Moim zdaniem autorka powinna pójść dalej i zacząć coś nowego, by kompletnie nie zepsuć tego cyklu. Mi marzy się jakiś fajny kryminał z Bieszczadami w tle, coś mrocznego, krwistego i trzymającego w napięciu. Biorąc pod uwagę jak utalentowana jest Warda wierzę, że napisanie takiej książki będzie dla niej bułeczką z masłem. Czekam.