"Stara wariatka" to książka, która mnie zmęczyła. Nie powiem, żeby była zła - wręcz przeciwnie. To dobra powieść, trudna w odbiorze, ale dobra. Jednak styl autorki spowodował, że przy końcówce książki zamiatałam już nosem podłogę. To nic takiego, co potrafię zdefiniować, to po prostu taki styl pisarski i już. Autorka zrobiła wszystko, aby po zamknięciu powieści pozostawić mnie sfrustrowaną i zniechęconą do dalszej lektury. Nie pasował mi ten sposób pisania, choć nie wątpię, że są osoby, które byłyby zachwycone. Ja nie.
Zuzanna jest - że tak to ujmę - matką, żoną i kochanką. Zawieszona między tymi postaciami nie może odnaleźć się w rzeczywistości. Najgorzej radzi sobie ze wspomnieniami, które w pewnej chwili całkowicie tłamszą teraźniejszość. A wszystko przez jedno nieoczekiwane spotkanie, które doprowadza do obudzenia wspomnień sprzed lat. Zuzanna sięga po pamiętniki prowadzone w czasach studenckich, aby powrócić do czasu sprzed wszystkiego. Czasu, kiedy nie było męża i córki, była za to mama i paczka przyjaciół. Zuzanna zapętla się pomiędzy przeszłością, a teraźniejszością. Wydarzenia sprzed lat powodują burzliwe skutki w teraźniejszości. Zuzanna nie wie już, czy warto brnąć we wspomnienia, lecz mimo to brnie w błocie wspomnień wyciągając zeń co bardziej raniące wydarzenia. Te bolesne wspomnienia kładą cień na relacje z córką. Julia jest bardzo ciekawa pamiętników matki. Miałam wrażenie, że próbuje przez ich treść lepiej zrozumieć matkę. Niestety Zuzanna nie pozwala jej zerknąć w pamiętniki, co budzi w dziewczynie frustrację, która jeszcze bardziej dławi Zuzannę.
I tak czytelnik krąży pomiędzy "dziś" a "wczoraj", na które składają się skrawki młodzieńczych lat Zuzanny - obserwując, jaki wspomnienia kobiety mają wpływ na życie dzisiejsze. Przyznam się, że nie jestem fanką takiej wiwisekcji. Operacja na otwartym sercu Zuzanny to rzeczywiście dobre określenie na fabułę tej powieści. Ale żeby tak zagmatwać? Miałam wrażenie, że taplam się we wspomnieniach Zuzanny i nie mogę wyjść. Co więcej - obserwacja życia "teraz" frustrowała mnie niepomiernie. Któż w dzisiejszych czasach pozwala, aby przeszłość tak zawładnęła teraźniejszością? W życiu nie poświęciłabym tak teraźniejszości dla jakichś dalekich wspomnień. Poświęcić relacje z córką? Nigdy.
Przez całą lekturę drażniła mnie Zuzanna z tą całą swoją dbałością o przeszłość z rozbieraniem jej na części pierwsze. Im dalej w powieść tym bardziej miałam ochotę ją odłożyć bez poznania zakończenia. Ale dałam radę i wiecie co? Nie było warto. Powieść właściwie się nie kończy... Pozostawia czytelnika w zawieszeniu bez puenty i bez wniosków.
Każdemu, kto lubi pławić się w cudzych emocjach i rozmyślaniach - polecam. Ja skieruję swoje oczy na inny rodzaj literatury.
Opinia bierze udział w konkursie