Powieść Marqueza nazywana jest przez niektórych ,,najważniejszą powieścią
dwudziestego stulecia?. Choć sama sięgnęłam po nią stosunkowo niedawno, jestem
przekonana, że w słowach tych kryje się wiele prawdy.
,,Sto lat samotności" opowiada o wieku istnienia rodziny, której patriarchami byli Urszula
i Jos? Arcadio Buend?a. Powieść ta, utrzymana w tonacji realizmu magicznego, jest tak
nieprawdopodobna i nieprzewidywalna, że nawet wydawcy rezygnują ze standardowego
streszczenia na tylnej okładce na rzecz obietnicy niesamowitych przeżyć i refleksji.
Rzeczywiście, opowiedzenie - choćby skrótowe - o fabule Stu lat samotności jest wyzwaniem,
przede wszystkim ze względu na realizm magiczny, który przedstawia to, co niezwykłe i
dziwne jako rzeczy codzienne i normalne. Z nurtem tym mieliśmy do czynienia także w
słynnym Mistrzu i Małgorzacie, ale streszczenie tego dzieła, być może ze względu na
ograniczony czas akcji, wydaje się dużo łatwiejsze.
Według mnie istnieje co najmniej kilka aspektów, które charakteryzują powieść
Marqueza jako dzieło wybitne. Jest to przede wszystkim język: metafizyczny, symboliczny i
niezwykle plastyczny. Imponuje również połączenie stylów - mamy wrażenie, że czytamy
kronikę rodzinną, Biblię oraz zbiór mitów jednocześnie. Wszystko jest jednak tak spójne, że
nie można mówić o żadnej niechlujności czy chaotyczności autora, a jedynie o jego kunszcie i
swobodzie literackiej. Co prawda, warto zaznaczyć, że ów synkretyzm może zniechęcić
niektórych czytelników, charakteryzując ,,Sto lat samotności" jako książkę zbyt wymagającą i
trudną dla przeciętnego odbiorcy kultury. Nie jest to prawda. Proza Marqueza jest dziełem
sama w sobie, nie warto więc rezygnować z jej lektury, nawet jeśli nie rozpoznamy wszystkich
kontekstów politycznych, społecznych i kulturowych. Zresztą bądźmy szczerzy ? aluzji tych
jest tak wiele, że rozróżnienie ich wszystkich przez jednego tylko czytelnika jest niemalże
niemożliwe.
Kolejnym genialnym aspektem recenzowanej powieści jest dogłębny psychologizm
postaci. Właściwie każdy bohater - nieważne czy potomek Urszuli i jej męża czy osoba spoza
rodziny ? zostaje szczegółowo opisany zarówno pod względem fizycznym jak i psychicznym.
Dzięki takiemu zabiegowi stajemy się nie tylko obserwatorami życia w Macondo, ale także
krytykami, osobami oceniającymi i wartościującymi. Postaci powołane do życia przez
Kolumbijczyka są tak żywe, że nieustannie się zmieniają, nigdy nie pozostają w całkowitym
bezruchu, przez co automatycznie zmienia się też nasza ocena. Lektura Stu lat samotności na
pewno dostarcza czytelnikom wielu różnych, czasem nawet skrajnych emocji.
Największe wrażenie wzbudził we mnie jednak dogłębny tragizm, a nawet katastrofizm
powieści. Zarazy, kazirodztwo, skłonność do zgubnych rozrywek, wybujały apetyt seksualny
? wszystko to staje się przekleństwem rodziny. Cykliczne powtarzanie się tych samych błędów,
tych samych zgubnych skłonności jest tragiczne. Nawet ta olbrzymia ciekawość świata, głód
cywilizacyjny i metafizyczny są tragiczne, przybliżają bowiem bohaterów do szaleństwa,
nicości egzystencjalnej, a w końcu do kompletnej zagłady. Mniej więcej w połowie lektury
zdajemy sobie sprawę, że żaden członek rodziny nie doczeka szczęśliwego zakończenia. W
pewnym sensie jest to tragizm silniejszy i głębszy niż we wszystkich dostępnym nam
dramatach greckich. Na bohaterów Marqueza wpływa bowiem coś więcej niż fatum, coś więcej
niż rodzinna klątwa. Jakikolwiek przebłysk nadziei czy ostrożnego optymizmu znika równie
szybko jak się pojawia i nie powraca przez wiele lat. Wyuczona lub wrodzona przyzwoitość w
ostateczności ugina się pod ciężarem innych wartości - materializmu, zazdrości, pożądania,
buntu. Życie w Macondo przypomina pewien wir albo spiralę, których nie da się uniknąć.
Podsumowując, ,,Sto lat samotności" oceniam jednoznacznie pozytywnie. Jest to powieść
leżąca na tej samej półce co Prawiek i inne czasy, Mistrz i Małgorzata, Wichrowe Wzgórza czy
Portret Doriana Graya - czyli mojej specjalnej półce zarezerwowanej dla książek, o których
nie pozwolę powiedzieć złego słowa. Zachwyca mnie kunszt językowy i stylistyczny
Marqueza, mnogość aluzji i metafor. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że jest to książka tak
trudna, że aż niewarta kontaktu ? wydaje mi się, że sama ciekawość i wyczucie obecności
różnych kontekstów wystarczy. I tak w powieści tej najważniejsza jest pewna intymność
refleksji, która dosięgnie nas na końcu książki - będziemy się wówczas zastanawiać, czy wszystkie nasze nieszczęścia nie wynikają
z tego, że należymy do jednego, śmiertelnego plemienia, a przecież ,,plemiona
skazane na sto lat samotności nie mają już drugiej szansy na ziemi.?
Opinia bierze udział w konkursie