Wydarzenia zaprezentowane w szóstej części serii, mocno wpłynęły na równowagę sił w kosmosie. Ziemia nagle zyskała sporą władzę, która momentalnie zwróciła uwagę potężnych władców centrum Galaktyki. Jakby tego było mało, odkryli oni fakt istnienia odległej planety, na której nad technologiami dla Ziemi pracują humanoidalni obcy. W takiej sytuacji nie pozostaje nic innego jak tylko ?pozbyć? się problemu. Na wspomnianą planetę wysłany zostaje właśnie James MacGill i wszystkim dobrze znany Legion Varus. Oficjalna część zadania to ewakuacja lokalnego personelu. Nieliczni wiedzą jednak, że powstały problem zostanie rozwiązany w zupełnie inny sposób. Nikt nie spodziewał się jednak, że naukowcy stawią zacięty opór, który będzie jedynie początkiem szeregu innych wielkich kłopotów.
Patrząc na zarys fabuły Legion Nieśmiertelnych 7, wręcz prosi się o zacytowanie klasyka: ?Ahh shit, here we go again?. Kolejne misja, kolejne kłopoty zagrażające naszej planecie, kolejny raz w centrum wydarzeń znajduje się James MacGill i kolejny raz jego sposób bycia pociągnie za sobą szereg nowych problemów. Z podobnym schematem mieliśmy już do czynienia w prawie wszystkich poprzednich częściach. Czy sprawia więc to, że pozycja ta jest nudna i niewarta uwagi? Zdecydowanie Nie! Jeśli ktokolwiek z czytelników dotarł do tego etapu historii, to doskonale zdaje sobie sprawę z tego, czego można oczekiwać od treści książki.
B.V. Larson jest mistrzem w kreśleniu przyjemnego w odbiorze mocno rozrywkowego kosmicznego scenariusza. Fabuły, w której miesza on akcję, humor i większą kosmiczną intrygę. Miłośnicy takich ?klimatów? i twórczości autora powinni więc być więcej niż zadowoleni z lektury recenzowanej książki. Na ponad 500-stronach znaleźć można bowiem szereg wydarzeń, które potrafią trzymać w napięciu i kiedy sytuacja tego wymaga odpowiednio zaskoczyć. Jednocześnie całość jest napisana bardzo prostym i przyjemnym w odbiorze językiem, dzięki któremu treść pochłania się błyskawicznie.
Obok wielu zalet, znaleźć tutaj można pewne wady. Największą z nich jest odrobinę zbytnie ?przekombinowanie? historii w niektórych zaprezentowanych scenach. MacGill momentami urasta tutaj do miana superbohatera, który z każdej opresji wychodzi zwycięsko i macza swoje palce w każdej dosłownie sprawie. Przydałoby się również mocniejsze skupienie na innych postaciach (niż do tej pory), co mogłoby być pewnym powiewem świeżości dla serii.
Opinia bierze udział w konkursie