Clarkson w akcji.
Jeremy Clarkson powraca z nowy zbiorem felietonów (uściślając dziewięćdziesięciu dwóch). Cięte riposty, błyskotliwe spostrzeżenia, niewygodne prawdy, powalenie na kolana więcej niż jednego absurdu - znaki rozpoznawcze Clarksona są w książce jak najbardziej obecne. I bardzo dobrze - pamiętajmy bowiem, że Jeremy Clarkson to ktoś więcej niż były współprowadzący bijącego swego czasu rekordy popularności "Top Gear". To także znakomity felietonista.
Czym raczy nas Clarkson w najnowszej książce? W zasadzie można powiedzieć, że zbiorem z pozoru chaotycznych przemyśleń z okresu tuż po zwolnieniu z "Top Gear" (2015-2017). Chaos jest jednak tylko pozorny, albowiem wyłania się z niego - jak zwykle u tego pana - dość spójna wizja absurdów dotyczących rzeczywistości, w jakiej przyszło jemu i nam żyć. Są to głównie spostrzeżenia poczynione z typowo brytyjskiego punktu widzenia (niepozbawione rzecz jasna wybitnie brytyjskiego poczucia humoru), co może nieco przeszkadzać polskiemu odbiorcy z racji różnych perspektyw piszącego i czytającego, jednak przemyślenia Jeremyego są z całą pewnością zajmujące. Godne uwagi. I, przede wszystkim - tutaj zawodu dla oddanej publiki nie będzie - prześmieszne ;)
A konkretnie? Konkretnie rzecz ujmując Clarkson pisze poniekąd trochę o wszystkim. O zwierzętach domowych, o internetowej aktywności w dobie wszechobecnych mediów społecznościowych, o potrzebie wprowadzenia urzędowego zakazu opuszczania kraju dla wielu Anglików, o energii jądrowej i jej związku z muzyką pop, o swych refleksjach na temat delegalizacji śmierci, czy też o prawach mężczyzn oraz o spostrzeżeniach dotyczących kreskówek i ich związku z rzeczywistością :) Wszystko rzecz jasna pełne jest humoru, ironii, piętnowania absurdów i niedorzeczności współczesnego świata - jak na Clarksona przystało ;)
Moim skromnym zdaniem pewnym ewentualnym minusem może być to, że Clarkson jakoś tym razem w swojej książce nie skandalizuje... Może być to minus z uwagi na fakt, że zapewne część publiki (ciężko powiedzieć jaka, ale zakładam że spora) właśnie na coś takiego liczyła. No cóż - nie tym razem.
Czy warto sięgnąć po "Jeśli mógłbym dokończyć..."? Tak :) Nawet jeśli nie zgadzacie się z autorem, z jego spostrzeżeniami, sposobem bycia (aż nadto widocznym z spisanych przezeń słowach), poglądami na ludzi, świat i rzeczywistość, to w najgorszym razie po prostu się pośmiejecie. A w najlepszym również się pośmiejecie, a w bonusie być może poczujecie maleńką satysfakcję z tego, iż nie jesteście osamotnieni w ironicznym spojrzeniu na otaczający nas świat i jego absurdy.