Dzisiaj parę słów o najnowszej powieści Jennifer L. Armentrout, czyli o "Świetle w płomieniu".
W ramach przypomnienia - jest to drugi tom serii "Z ciała i ognia", ale wszystko jest mocno połączone z serią "Z krwi i popiołu", więc polecam ten tom czytać jako szósty z kolei.
Jest to też poniekąd prequel do historii Poppy i Casteela, a opowiada on o Nyktosie - Pierwotnym Śmierci oraz pewnej wyjątkowej śmiertelniczce.
"?Jestem tylko mężczyzną z krwi i kości, a ty?
? A ja?
? Jesteś ciałem i ogniem.
? W takim razie powinieneś bardziej uważać ? zadrwiłam. ? Bo inaczej zostanie z ciebie tylko żar i popiół."
Plan Serapheny w zabiciu Spopielającego wyszedł na jaw, więc kruche zaufanie między nią a Nyktosem zostało wystawione na próbę. Teraz planują, jak powstrzymać Zgniliznę oraz nie dopuścić do Ascendencji Sery, przez którą grozi jej śmierć. Mogłaby ją co prawda uratować miłość Asha, ale on upewnił się, że nigdy nie będzie mógł jej poczuć.
Czy Seraphena poświęci się i zabije fałszywego Króla Bogów- Kolisa?
Czy uda się powstrzymać Zgniliznę?
Czy jej życie będzie bezpieczne?
Czy relacja z Nyktosem będzie miała rację bytu?
Tyle pytań, tak mało odpowiedzi! A może nie tak mało...
Tak dużo się tu działo, że nie wiem, od czego zacząć.
Jednocześnie jednak wszystko toczyło się wokół jednej czy dwóch spraw, więc nie czułam takiego chaosu, jak w niektórych częściach tych serii. Przeciwnie - w końcu lepiej zrozumiałam cały świat, tajemnicze przepowiednie i powiązania między bohaterami, ale myślę, że jeszcze wiele przed nami.
Bardzo żałuję, że nie czytam tych książek od razu jedna po drugiej, bo na pewno łatwiej byłoby to wszystko zrozumieć i zapamiętać. Jeśli więc obie serie zostają definitywnie zakończone, to na pewno zrobię reread całości!
Wracając do tematu - ta książka miała bardzo fajne tempo. Choć cały czas coś się działo, to jednak całość biegła w jednym kierunku, bez miliona wątków pobocznych.
Dość mocno była tu też rozwinięta ta romantyczna strona, a ja nadal nie mogę się zdecydować czy wolę parę Poppy i Casteela, czy może właśnie Serę i Nyktosa.
W tej części też bardzo dobrze zostanie wytłumaczona geneza powstania przeróżnych stworów, które już gdzieś tam wcześniej się pojawiły.
Będą super drakeny i mniej super nimfy, będzie sporo magii, skrzydeł, cieni i złota.
Ja bardzo lubię sposób, w jaki autorka opisuje wszystkie przedmioty, budynki czy krajobrazy, naprawdę potrafi trafić do mojej wyobraźni i namalować w niej niestworzone rzeczy i w tym przypadku również zabrała mnie w przepiękną podróż.
Co do postaci, Nyktos miał tu swoje ciekawe momenty, pokazał zarówno swoją słodką stronę, jak i potęgę Pierwotnego w odpowiednich okolicznościach. Jestem szalenie ciekawa, jak rozwiąże się sprawa z jego kardią.
Seraphena natomiast grała pierwsze skrzypce pod każdym względem. Kocham jej gotowość do poświęceń, lojalność i dobroć, ale też zadziorność, siłę i nawet czasem lekkomyślność.
Fakt, że wiele przeszła i w jej głowie nie zawsze priorytety układają się w odpowiedni sposób, czasem w siebie nie wierzy i miewa różne myśli, sprawia, że jest tak wyjątkowa i pozostaje bardzo "ludzka", chociaż drzemie w niej niemała siła.
"Miłość potrafi tchnąć w człowieka życie i inspirację, a jej utrata może sprawić, że umysł jątrzy się i niszczeje."
Kilka razy miałam taką myśl, że zauważam drobne podobieństwa do "Dworów", ale nie było to jakieś nachalne, więc jeśli lubicie też twórczość S.J. Maas, to polecam tym bardziej!
No i mamy zakończenie, po części satysfakcjonujące, ale oczywiście zapowiada jeszcze ciekawy ciąg dalszy!
Mam nadzieję, że wkrótce wrócimy to tego fantastycznego świata, a tymczasem, jeśli jeszcze nie sięgnęliście po książki autorki z tego uniwersum, to nadrabiajcie szybko!
8,5/10
Opinia bierze udział w konkursie