Zahred powraca!
Jeden z najbardziej ukochanych przez wszystkich bohaterów Michała Gołkowskiego powraca (!). Powrót Zahreda nie jest jednak bynajmniej taki, jakiego można by się spodziewać. Nie ma w tym powrocie ani glorii, ani chwały, ani zwycięstw... Jest za to KREW. Dużo krwi, i to przelewanej co roku (w określonej porze roku w dodatku). Cóż więc będzie się działo w kolejnej odsłonie losów Zahreda?
Ani bóg, ani człowiek... Choć z pewnością przez wielu za boga uważany. Zahred wiele ma oblicz. Jednak przede wszystkim jest on człowiekiem. A - jak już wiemy z innych książek Pana Michała - nie masz boga nad człowieka... :) Jak to rozumieć? (tym razem?).
Spoiler - niestety - jakiś pojawić się musi, oto więc przyszedł na niego czas. Zahred pojawia się na arenie zdarzeń jako... trup. Rozkładający się, leżący w bagnie trup, który nie rokuje bynajmniej powstania z martwych i kroczenia ku zwycięstwom oraz ku chwale. Odnajduje go niejaki Drus. Odnajduje i... bierze za boga. Składa mu ofiary. Łączy w swym sposobie pojmowania fakt składania Zahredowi ofiar z powodzeniem własnym i swojej społeczności. Wszystko przebiega względnie dobrze do chwili, w której na składaniu ofiar nakrywa go bliski mu Gert, który uważa to wszystko za jedno wielkie bluźnierstwo. Wywiązuje się walka, Gert ginie, a jego krew staje się kolejną ofiarą złożoną Zahredowi... Krew to w końcu największa i najlepsza z możliwych ofiara. Drus po tym wszystkim zmienia się... Zaczyna więcej rozumieć, obwołuje Zahreda bogiem, wokół bagna zaś stawia świątynię stając się najwyższym kapłanem swojego nowego boga. Boga, którego bierze poniekąd na zakładnika, co roku podrzynając Zahredowi gardło ażeby nie mógł się całkowicie odrodzić i nabrać sił... Czy Zahred - który mimo wszystko wspomnianych sił nabiera, coraz więcej sobie przypomina i rozumie, że musi umknąć - zdoła uciec ze świątyni na bagnach i ruszyć w kierunku własnego przeznaczenia?
"Świątynia na bagnach" to opowieść zgrabna, składna i przyjemna. To jednak coś więcej. Michał Gołkowski czyni z tej historii małe studium moralne na temat tego, co jest dobre i złe, a także na temat tego, jak łatwo człowiek ulega żądzy władzy, daje się jej opanować i w jej imię manipuluje innymi oraz popełnia zbrodnie. Jedna zbrodnia pociąga zaś zwykle za sobą kolejne, grzecznie zatem na kolejnych stronach nie będzie. Ale będzie za to ciekawie :) Ciekawie tym bardziej, że możemy składać tylko ręce do oklasków czytając o kolejnych mających miejsce wydarzeniach, o żądzy władzy, o krwi oraz o walce z niewolą, manipulacją i kryjącym się w ludzkich sercach złem.
Niniejsza książka to - na to wygląda - tylko przystawka przed daniem głównym, mamy bowiem do czynienia z pierwszym tomem trylogii (!). Świetna wiadomość :) Z przyjemnością dowiem się, co będzie dalej. Michał Gołkowski kończy opowieść w takim momencie, że człowiek ma ochotę go za to udusić... ;) Nie mogę się już doczekać tomu nr 2 :) A wam tymczasem gorąco polecam pierwszy!
Dziękuję Fabryce Słów za egzemplarz recenzencki.