To moje pierwsze spotkanie z powieścią pana Grzegorza Kalinowskiego. Oczywiście znam jego powieści z racji pracy w bibliotece, ale do tej pory nie skusiłem się, żeby jakąś przeczytać, mimo że czytelnicy zachwalali jego powieści. W moje ręce trafiła powieść pod dosyć ciekawym tytułem Szeleszcząca śmierć. Zbiegło się to ze spotkaniem autorskim, na którym miałem okazję być i poznać coś nie coś o najnowszej powieści autora.
Grzegorz Kalinowski to bardzo znana postać nie tylko na rynku wydawniczym. Jako dziennikarz był komentatorem sportowym, gdzie komentował piłkę nożną, m.in. naszą rodzimą kopaną oraz mecze Ligi Mistrzów czy Ligi Europy. Kto pamiętał platformę sportową N i Wizję TV, to wie, o czym piszę. Pracę zakończył na rzecz pisania powieści! I to był bardzo dobry krok (nie to, że słabo je komentował... ).
Szeleszcząca śmierć to trzeci tom z cyklu o komisarzu Arturze Koniecznym. Od razu zaznaczę, że każdą część można czytać oddzielnie, ale z pewnością zajrzę do poprzednich części Gra w oczko i Załoga. Akcja powieści zabierze nas to nie tak odległej rzeczywistości. Mamy rok 2017, to początek roku szkolnego, a więc wrzesień. Na spotkaniu klasowym po latach spotykają się znani ludzie, którzy coś osiągnęli w swoim życiu. Jest wśród nich Jacek Argencki. Człowiek ten, po zakrapianej imprezie, zostaje podwieziony przez kumpla w okolice swojego domu. Nie chce być podwieziony pod sam dom, chce się przewietrzyć przed wejściem do swojej willi. Niestety nie udaje mu się dotrzeć do miejsca zamieszkania. Zostaje zamordowany dwoma strzałami, sugerującymi, że zbrodni dokonał ktoś, kto pierwszym strzałem załatwił sprawę, a drugim... dopełnił formalności.
Praktycznie nie ma świadków zdarzenia. Jedynie komisarz Konieczny i jego partner Sławomir Wiśniewski, mają do dyspozycji pijaka, lumpa, który niewiele pamięta, ale nieźle rysuje, ponieważ przed stoczeniem się, upadkiem na samo dno egzystencji, był znanym twórcą komiksów. Co takiego narysował? Narysował potencjalnego mordercę, a rysunek wskazywał kogoś, co wydawało się całkowicie niemożliwe. Człowiek ten był niewysokiego wzrostu, a na sobie miał biało-czerwoną folię. Pewnie wielu z Was pamięta TĘ FOLIĘ, która miał na wakacjach pewien polityk, a zdjęcie znalazło się na Twitterze, dzięki błyskowi inteligencji Joachima Brudzińskiego. Jeśli nie wiedzie, łatwo wygooglować.
Panowie nie mają praktycznie innego punktu zaczepienia, a człowiek w folii dokonuje kolejnych morderstw...
I tyle o treści, prawda, że wciągająca?
A jak wyglądają moje odczucia? Pewnie ocena byłaby wyższa, gdyby nie objętość powieści i baaardzo długie wprowadzenie. Ale dzięki temu mamy wiele dialogów pomiędzy policjantami i są to rozmowy, w których autor używa slangu policyjnego. Dodatkowo często wstawki o tematyce sportowej wywoływały na moich ustach uśmiech, co na pewno jest zaletą powieści. Na pewno zajrzę do poprzednich tomów, żeby mieć porównanie.
Opinia bierze udział w konkursie