Szkoła narzeczonych

Marianna (właściwie Maria Anna) ma nie lada problem - skończyła właśnie szkołę powszechną i teraz zupełnie nie wie jak wybrać zawód. Każda kobieta musi dziś być kimś, mówią troskliwie ciotki. Kim jednak zostać? Co robić? Odpowiedź na te pytania odnajduje się po pewnej wizycie w kinie. Potem następuje podróż pociągiem i nasza bohaterka, z lekkim nadbagażem, może rozpocząć upragnione studia. A w ich trakcie poznajemy niezapomniane nauczycielki – Witaminę, pannę Janinę, panią dyrektor Horłową i innych - oporne Krasule, Kleksika, pewnego redaktora gazety i wiele innych wspaniałych osobistości, wśród których oczywiście nie może zabraknąć innych studentek i współlokatorek Marianny.
Sięgając po tą książkę spodziewałam się czegoś innego i muszę z przyjemnością przyznać, że się pomyliłam. Książka okazała się idealna na jesienne dni – lekka i przyjemna, doprawiona szczyptą humoru. Przygody studentek tytułowej szkole dla narzeczonych wciągają już od pierwszych stron. Nieco zwariowanym lokatorkom osławionej sypialni nr 6 czytelnik towarzyszy w ciągu ich trzyletniej nauki w Jagodnem. Nietrudno je polubić, a nawet pokochać. A skoro o miłości mowa, to ciekawe czy i one kończąc studia w Jagodnem będą już zaręczone? O tym dowiecie się czytając książkę, którą z ręką na sercu polecam każdemu. Ja z pewnością sięgnę po nią jeszcze nie jeden raz.