Brat Kary po dwudziestu latach zostaje zwolniony z więzienia przed niedopatrzenie w sprawie śledztwa. Kobietę znowu zaczynają nawiedzać demony przeszłości, choć czy tak naprawdę kiedykolwiek przestały? Cofnijmy się jednak o dwadzieścia lat do rodzinnego domku. Zamordowani w łóżku rodzice, zwłoki dzieci w salonie i on - poraniony Jonas, którego oskarżono o morderstwo własnej rodziny. Kara nie jest przekonana do winy brata, jednak wszystkie dowody wskazują na niego. Do czasu, gdy dwadzieścia lat później odkryto niedopatrzenie w związku z dowodami. Wydawałoby się, że wszystko powinno pójść jak z płatka, jednak kolejne morderstwa tylko utwierdzają naszą dziewczynę w przekonaniu, że jest na liście zabójcy. Komu jednak zależy na jej śmierci? I gdzie do cholery podziewa się zaginiona siostra - Marlie?
Pierwszą rzeczą o której muszę wspomnieć jest ilość wątków, postaci i niesamowita siateczka splotów wydarzeń, która stworzyła mieszankę wybuchową i jednocześnie zupełnie niejasną dla osoby patrzącej na to z boku tj. czytelnika. Bawienie się w poszukiwacza złoczyńcy zawsze dostarcza mi rozrywki podczas czytania kryminałów. Z drugiej strony - nawet gdy pisarz tak zakręci akcją, że rozwiązanie jest zupełnie inne od tego, które prognozował czytelnik, odczuwam pozytywne zaskoczenie jakimi poszlakami zarzucał nas autor, żebyśmy mogli połączyć kropki.
Tutaj kompletnie odpadłam. Wszystkiego było za dużo. Nieważne jak wiele scenariuszy obstawiałam, zawsze było coś, co kompletnie nie pasowało, przez co podarowałam sobie szukanie przestępcy jakoś w połowie.
Postacie były stworzone bardzo realnie i ciekawie pasowały do układanki tej jednej zbrodni. Kara jako nasza główna protagonistka miejscami była bardzo uwięziona w swojej przeszłości, mimo że minęło dwadzieścia lat, a ona sama chodziła do psychologa. Jak widać rezultaty były niewielkie, próby samopomocy również, przez co bohaterka czasami bywała irytująca.
Nie była ona jedyną, której perspektywę mogliśmy zobaczyć. Mieliśmy Jonasa, policjantów, ciotkę Faizę i wiele innych pobocznych postaci, a każda z nich skakała wokół tej jednej sprawy morderstwa, jakby na siłę zostali do niej wepchnięci. Pojawili się fani domniemanego mordercy, ponowne transmitowanie sprawy w telewizji, ludzie węszący sensację i zastanawiam się czy amerykańskie społeczeństwo mogłoby się tak śmiertelnie nudzić, żeby odgrzewać sprawę sprzed dwudziestu lat? Trochę to naciągane.
To było pierwsze spotkanie z piórem Lisy Jackson i mam mieszane uczucia. Z jednej strony wiem, że gdybym miała wybrać coś do poczytania, to autorka nie znalazłaby się zbyt wysoko wśród innych nazwisk do wyboru. Z drugiej strony, gdybym miała przeczytania innych pozycji, to bym się za nie zabrała. Neutralnie.
Opinia bierze udział w konkursie