We own tonight, bo tak brzmi tytuł tej książki w oryginale, to moja miłość od pierwszego wejrzenia. Zakochałam się w tej historii, od niej rozpoczęłam swoją podróż z Corinne i jestem przeszczęśliwa, że mogę trzymać w ręku jej polską wersję. Być może ta książka tak mocno do mnie trafiła także z uwagi na to, że jestem z tego pokolenia, które słuchało boys bandów, więc jak najbardziej rozumiem fascynację głównej bohaterki i jej koleżanek. I nie, to nie mija z wiekiem, to taki guilty pleasure, który zamienia kobietę w jej nastoletnią wersję gdy usłyszy pierwsze takty ukochanej piosenki. Toteż absolutnie i nieodwołalnie identyfikując się z bohaterką, polecam tę książkę! A teraz może parę słów o tym, co znajdziemy w środku ????
Heather jest policjantką i już dawno zapomniała jak to jest zwyczajnie się wyluzować. W pracy zawsze musi być gotowa na każdą sytuację, nieść pomoc ale i być wyznacznikiem sprawiedliwości. Gotowa do działania jest jednak nie tylko na drodze zawodowej, bowiem jej życie prywatne to dla niej także ogromne wyzwanie. Choć od jej rozwodu minęły lata, skutecznie nadszarpnęło to jej pewność siebie i poczucie kobiecości. W całości poświęca się opiece nad siostrą, z którą stara się spędzać jak najwięcej chwil, póki mogą cieszyć się swoim towarzystwem. Żyje dla niej, zapominając o sobie. Ma trzy oddane przyjaciółki, które starają się raz na jakiś czas urozmaicić jej egzystencję i odciągnąć myśli od trosk, których jej nie brakuje. Jednak w jej życiu od dawna nie ma już promieni słońca, których potrzebuje każdy bez wyjątku. Jedna noc, jeden koncert ukochanego zespołu z czasów nastoletnich, miały być formą zapomnienia. Nie przewidziała, że może się to potoczyć tak nieoczekiwanie.
Eli Walsh przyzwyczaił się już do statusu celebryty. Od osiemnastego roku życia znajduje się na świeczniku, najpierw za sprawą jego zespołu Four Blocks Down, obecnie także z uwagi na dobrze rokującą karierę aktorską. Nie cieszy się krystalicznym wizerunkiem w mediach, lecz zdaje się tym nie przejmować. Ma świadomość uwielbienia fanek (z którego wielokrotnie korzystał), częstego goszczenia na stronach plotkarskich czy towarzystwa paparazzi. Świadomy tego, jakie życie wybrał stara się nie narzekać, choć wie, że status gwiazdy sprawia, że skazuje się poniekąd na samotność lub relacje bez głębi i znaczenia, skupione na jego sławie i fortunie. Normalności zaznaje w otoczeniu rodziny, która chyba jako jedyna zna jego prawdziwą twarz. Wkrótce jednak ma ją także poznać szalona fanka z koncertu, która zdaje się być odporna na jego urok osobisty.
"Ta noc jest nasza" to książka, którą czyta się jednym tchem. To nie jest tylko romans, w którym opowiedziana zostanie historia miłości ludzi z dwóch skrajnie różnych środowisk, których więcej dzieli, a łączy jedynie nieposkromione uczucie. To także piękna opowieść o sile przyjaciół i rodziny w życiu. Ale przede wszystkim to zderzenie z nieuchronnym losem, który nie wybiera i często pozostawia po sobie jedynie pustkę. Autorka w znakomity sposób ukazała tu całą istotę mierzenia się z czymś wszechmocnym, na co nie ma wpływu ani miłość ani pieniądze- z powolnym odchodzeniem. To próba pogodzenia się z nadciągającą śmiercią i widmem żałoby, próba stoczenia bitwy także z samym sobą, by pokonać demony, które zjadają od środka. Nie brakuje tu szalenie wzruszających momentów oraz takich, które rozdzierają serce, choć teoretycznie powinniśmy być na nie przygotowani. Czy choroba może wstrzymać życie, a może tym bardziej powinna zachęcić do korzystania z tego, co nam pozostało? Jak zwykle z resztą, pod osłoną całkiem banalnej i trochę nawet bajkowej opowieści miłosnej, Corinne przemyca ważne kwestie, które poruszają do głębi. Uwielbiam tę książkę, jest naprawdę warta poznania i zakochania się w niej, bo jest jedyna w swoim rodzaju. Gorąco Was zachęcam do sięgnięcia po nią!
Opinia bierze udział w konkursie