Dickensa uwielbiam od lat. Przeczytałam wszystkie jego wydane w Polsce książki. Co jakiś czas chętnie do nich wracam. Z okazji wydania przez Oficynę Replika Tajemnicy Edwina Drooda, postanowiłam przypomnieć sobie tę lekturę.
Dickens jednak wielkim pisarzem był.
A jego książki są nieśmiertelne, ponadczasowe i za każdym razem gdy wracam do jakiegoś tytułu, odkrywam w treści coś innego.
I mam problem. Tym razem też odkryłam coś nowego. Ale to coś niezbyt mi przypadło do gustu. Po kolei jednak.
Tajemnica Edwina Drooda to ostatnia książka Charlesa Dickensa, która dała początek mrocznej legendzie. W tle mamy to co zawsze u Dickensa, ale i trochę więcej. Genialnie, bardzo plastycznie nakreślony klimat epoki wiktoriańskiej, to największa część opowieści, najciekawsza, najsilniej przemawiająca do czytelnika. Dickens w swojej twórczości tworzył takie społeczne protestbooki, książki z wydżwiękiem społecznym. Tym razem też tak jest.
Poza tym do znanej z wcześniejszych dzieł typowej dla autora opcji dodał mocny wątek kryminalny, opiumowe wizje i erotyzm. Te dwie ostatnie sprawy średnio mi się podobają. Nie jestem ekspertem od Dickensa, ale jakoś do wcześniejszych książek niezbyt przystają. Ale ok, to ostatnia książka autora, ostatnia przed śmiercią. Kto wie, co mu w sercu i duszy grało. Wszak w dniu 08 czerwca 1870 roku, w trakcie pisania Tajemnicy... autor dostaje wylewu i następnego dnia umiera. Książki nie dokończył. Zatrzymał się na 8. rozdziale. Trudno, zdarza się.
I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, iż książkę postanowiło dokończyć kilku panów. I ta ich twórczość po prostu mi nie pasuje, nie przemawia do mnie. Końcowy, z założenia wieńczący wszystko proces to jedna wielka farsa. Nic nie wnosi do fabuły, niczego nie wyjaśnia. Ten proces jest nie w stylu Dickensa. On jest po prostu kuriozalny. Nie będę dokładnie pisać o co mi chodzi. Sami musicie przeczytać i wyrobić sobie zdanie.
Dickens inny od tego, do którego przywykliśmy, ok. Różnie twórczość znanych ewoluuje. Jednak mimo lekkich zmian Dickens, mistrz nadal trzyma najwyższy poziom, klimat, styl. Lektura tej części Tajemnicy... to niesamowita literacka rozkosz.
Jednak Dickens ozdobiony zakończeniem stworzonym przez innych, w tym przypadku kilku panów, temu mówię zdecydowane nie.
Szkoda, że nigdy nie dowiemy się, co mistrz chciał napisać, jak chciał całą opowieść zakończyć. Z pozoru banalna historia młodego architekta Edwina Drooda, który jest przyrzeczony pannie Rosie Bud w rękach i pod piórem Dickensa ewoluowała w niesłychanie skomplikowaną opowieść z wieloma wątkami pobocznymi i jak nigdy dotąd głębokim ukazaniem ludzkich dusz i czynów. W efekcie jest to skomplikowany i niezwykle wyrazisty obraz wiktoriańskiej Anglii i człowieka. Warto przeczytać. Dałam najwyższą ocenę, bo poza częścią dopisaną to doskonała, zdecydowanie warta lektury książka.
Opinia bierze udział w konkursie