Już od jakiegoś czasu zastanawiałam się, kiedy w księgarniach zaczną się pojawiać książki, których fabuła toczy się w okresie świątecznym. Śnieg, jemioła, bombki, czapki, szaliki... powoli zaczynało mi tego wszystkiego brakować. Na papierze oczywiście. Pewnie nie uwierzycie, że rok temu już 18 sierpnia, w jednym z ekskluzywnych sklepów z odzieżą w Dublinie, pojawiły się pierwsze bożenarodzeniowe choinki. Oczywiście Irlandia słynie z dość chłodnego lata, jednak żeby od razu przemianować je na zimę to drobna przesada. Teraz, kiedy cukierki zgromadzone w Halloween, dawno już zostały zjedzone, jest odpowiedni czas na to byśmy wprowadzili się w świąteczny nastrój. Najnowsza książka Richarda Paula Evansa z pewnością nam to ułatwi. To piękna, wzruszająca i dająca nadzieję powieść, która doskonale wypełni jesienno-zimowe wieczory. Przenosząc się do ośnieżonego, romantycznego Utah z pewnością zerkniecie z tęsknotą za okno wypatrując pierwszej śnieżynki.
Kiedy rok po rozwodzie , Alex nadal leczy złamane serce i tęskni za niewierną małżonką, dwójka jego najbliższych przyjaciół, doradza mu by skorzystał z jednego z popularnych portali randkowych. Mężczyzna postanawia zaryzykować. Pewnego dnia przeglądając Internet, natrafia na blog, którego właścicielka zamieszcza wpisy traktujące o istocie samotności. Zafascynowany twórczością kobiety postanawia ją odszukać. Niestety na stronie nie zostały zamieszczone żadne dane kontaktowe. Z lakonicznych wypowiedzi autorki i wskazówek zawartych w postach Alex wnioskuje, że jest ona mieszkanką Midway w stanie Utah. Postanawia zaryzykować i kupuje bilet na najbliższy samolot. Jednak już na miejscu okazuje się, że pomimo pomocy mieszkańców, odnalezienie blogerki nie będzie takie łatwe. Na plus działa fakt, że Midway pełne jest samotnych i atrakcyjnych kobiet...
Odmalowane w szczegółach Midway, jest z pewnością jednym z tych miasteczek, które chętnie odwiedzę podczas mojej podróży po Stanach Zjednoczonych. To właśnie w takich miejscach czuć prawdziwego ducha nowego kontynentu w połączeniu z kolonialnym tradycjonalizmem. Autor w fenomenalny sposób oddał istotę małego miasteczka, jego tradycje, barwy, historię i kuchnię. Musicie wiedzieć, że Midway istnieje naprawdę i znajduje się kilkadziesiąt kilometrów od rodzinnego miasteczka Evansa, Salt Lake City. Musicie również wiedzieć, że wcale nie jest to zapomniana przez ludzi i Boga, zabita dechami dziura. Nie tak dawno temu odbywały się tam zimowe Igrzyska Olimpijskie, których echo nadal rozbrzmiewa między szczytami tamtejszych gór. Również Gospoda pod Niebieskim Dzikiem, gdzie zatrzymał się nasz główny bohater jest jak najbardziej prawdziwa i posiada nawet swoją własną stronę internetową, na której możecie zobaczyć sławnego dzika. Sławnego bo jego statuetka służyła jako rekwizyt w jednej z części Harrego Pottera. Okazuje się, że znajduje się tam również pokój Williama Shakespearea , który zajmował Alex, oraz oryginalny, przewieziony z Francji bar. Gorące źródła, w których kąpieli zażywali nasi bohaterowie, również nie są fikcją literacką, podobnie jak Dni Szwajcarii, festiwalu obchodzonego od 1940 roku ku pamięci szwajcarskich osadników. Aż dziw bierze, że z tak niepozornej książki, możemy dowiedzieć się takich ciekawych informacji. Próbowałam również odnaleźć restaurację w której pracowała Aria (uwaga, kelnerka miała polskie korzenie, uważam że to dość miły akcent) jednak miejsce to albo nie trafiło do znanych przewodników albo zostało wymyślone na potrzeby książki. A szkoda bo z chęcią zjadłabym znakomitej ponoć tarty Thelmy. Midway, które poznałam dzięki autorowi, to urocze, malownicze, górskie miasteczko nastawione na turystykę. Muszę przyznać, że mnie zauroczyło.
"Tajemnica pod jemiołą" jest również ciekawym studium nad Stanami Zjednoczonymi i charakterystyką ich mieszkańców. Ameryka to kraj kontrastów i sprzeczności, bardzo trudno jest poddać ją generalizacji. Jednak pokuszę się o postawienie tezy, że są pewne cechy wspólne przypisywane większości obywateli tego kraju. Autor jest dobrym psychologiem i je zauważył a potem zaimplementował w swoich bohaterów. Po pierwsze Amerykanie są narodem niezwykle otwartym, dla którego nie ma tematów tabu. Już pierwsze spotkanie może zakończyć się herbatką z obiadem i kolacją, a na drugim nasi nowi "przyjaciele" zaczną zwierzać się z wizyt u psychologów, chorób wenerycznych i problemów z partnerami. Po drugie Amerykanie wierzą w siłę ludzkiej psychiki, wszelkiego rodzaju terapie, grupy wsparcia czy treningi personalne. Nasza bohaterka, LBH zaczęła pisać blog właśnie w ramach terapii. Po trzecie obywatele nowego świata są praworządni. W Polsce jak ktoś chce choinkę to albo idzie na targ i kupuje za grube pieniądze albo bierze siekierę i wybiera się do najbliższego lasu. Oczywiście pod osłoną nocy. W Utah, gdzie dostęp do burmistrza, jest tak łatwy jak do kasy w Starbucks, należy wystąpić o pisemne pozwolenie na wycięcie drzewka. I przepis ten jest respektowany. Ostatnią cechą Amerykanów jest niestety ich naiwność czasami wręcz przeradzająca się w głupotę. Istnieje takie piękne angielskie słówko doskonale obrazujące tę cechę "silly". Alex, typowy mieszkaniec Florydy, wybiera się w góry. Trzeba przyznać, że odrobił lekcję i wie , że w górach leży śnieg. No cóż w końcu mamy listopad więc nie jest to nic nadzwyczajnego. Jednak Alex, widać będąc nadal pod wrażeniem kryształków spadających z nieba, nie zabrał ze sobą kurtki. Ba, dziwił się że mu marzną ręce. Cały czas miałam wrażenie, że nasz bohater, obcując z pogodą zachowuje się nad wyraz infantylnie.
Teraz pora przejść do samego romansu. Oczywiście była miłość, zauroczenie, zdrada, kłamstwo, szloch i łzy. Czyli wszystko czego spodziewamy się po książce tego znakomitego autora. Jednak tym razem czegoś mi brakowało. Wszystko poszło zbyt łatwo. Zakończenie napisane zostało na kolanie. Owszem książka mnie rozczuliła, zdecydowanie poprawiła nastrój oraz tchnęła wiarę w pierwszą miłość, jednak nie doprowadziła mnie do łez. Muszę przyznać, że ani razu nie sięgnęłam po chusteczki, choć zaopatrzyłam się w całe pudełko. "Tajemnica pod jemiołą" to po prostu ciepła powieść nastawiona na happy end, z dość przewidywalnym zwrotem akcji, humorem i ludzkimi bohaterami, którzy nie są wolni od wad. To typowy slajd z naszego wyśnionego życia zweryfikowany przez rzeczywistość. Na plus dodam, że wpisy na blogu naszej bohaterki były rewelacyjne. Jeszcze nigdy nie zastanawiałam się nad naturą samotności (to chyba dobrze nie?) i nie próbowałam szukać ciekawostek na temat tego uczucia. Lecz czy wiecie, że samotność należy do systemu obronnego ludzkości lub kiedy zostajemy sami to nasz organizm się wychładza? Takich ciekawych kąsków jest tutaj więcej.
Richard Paul Evans kolejny raz pokazał, że umie pisać i wie czego oczekują kobiety. "Tajemnica pod jemiołą" to typowa, "sezonowa" powieść, która rozgrzeje wasze serca, wywoła uśmiech i podbuduje morale. Choć jest to trzecia, i jednocześnie ostatnia, część Kolekcji pod jemiołą, to spokojnie można ją czytać jako samodzielne dzieło. Polecam jako lekturę przy kominku, coś na rozgrzanie, działające lepiej niż futrzany termofor. Jest to książka o miłości, dawaniu kolejnych szans i choć głównym bohaterem jest zdesperowany stalker, a główna bohaterka ma myśli samobójcze, to całość jest nieco mniej problematyczna. Polecam.
Opinia bierze udział w konkursie