Która z Was chciałaby mieć magiczną herbatkę o nazwie "KIEDY TWOJA MACICA KOMBINUJE JAK ZWYKLE"?
Ja zdecydowanie! Mika, bohaterka absolutnie wyjątkowej książki, o której Wam zaraz nieco opowiem, jest czarownicą specjalizującą się w tworzeniu różnorakich eliksirów i ten jeden najbardziej skradł moje serce.
Cała książka to majstersztyk i mam nadzieję, że trafi do jak największej liczby czytelników, bo zasługuje na całą miłość książkowego świata.
"Szukanie dla siebie miejsca na ziemi nie zawsze wystarczy. Czasami trzeba stworzyć sobie takie miejsce."
Akcja rozgrywa się w Londynie, gdzie żyje minimum 21 czarownic, jednak skazane są one na samotność. Zbyt niebezpiecznym byłoby gromadzenie większej ilości magii w jednym miejscu, więc są od siebie izolowane i nie mogą zbytnio przywiązywać się do miejsc i ludzi.
Poza jednym dniem na trzy miesiące, kiedy to londyńskie wiedźmy spotykają się na pogaduszki.
Mika, choć nie może ujawniać swoich prawdziwych umiejętności, prowadzi popularny kanał, na którym "udaje" czarownicę. Pewnego dnia otrzymuje propozycję pracy, w której miałaby przekazywać swoją wiedzę trzem wyjątkowym dziewczynkom.
Tak trafia do domu na odludziu, miejsca, w którym magia łączy się z rzeczywistością, a spokój z chaosem. Czy Mika będzie gotowa na to szaleństwo, które wprowadzą do jej życia trzy małe czarownice, ekscentryczny były aktor ze swoim mężem ogrodnikiem, urocza gosposia i gburowaty bibliotekarz?
Przekonajcie się sami!
"Nie zdawała sobie sprawy, jak ciężka dźwiga maskę, póki nie poczuła, jak żyje się bez niej."
Ta książka reklamowana była jako "cozy fantasy" i to chyba najlepsze określenie, jakim można byłoby ją nazwać. Jest przecudownie słodka i urocza, pełna rodzinnego ciepła, przyjaźni i miłości, a motyw "found family" chyba od dziś stanie się jednym z moich ulubionych.
Każdy z bohaterów skradł moje serce, są wspaniale różnorodni, a razem tworzą idealnie dopełniający się obrazek. Było słodko i uroczo, ale też zabawnie i wciągająco! Naprawdę, świetnie zbudowana fabuła, totalnie nie spodziewałam się, jak wszystkie sprawy się rozwiążą, a końcowy plot twist wbił mnie w fotel!
Elementy magiczne stworzyły niepowtarzalną atmosferę, a jednak, nie wiem, jak to możliwe, ale autorka przemyciła taki brytyjski, londyński klimat. Może humorem, może specyficznymi bohaterami, a może to wszystko wina tych herbatek?
No i mamy jeszcze wątek romatyczny, który nie grał tu pierwszych skrzypiec, ale był pięknym dopełnieniem, taką "kropką nad i" dla całej historii.
"- Ludzie zwykle są jak morze, stałą nieusuwalną częścią czegoś większego, a ja jestem jak pojedyncza fala, która rozbija się o brzeg, cofa się i nie zostawia po sobie śladów.
Boję się, że nigdy nie zostawię na nikim mojego śladu.
[...]
- Obawiam się, że trochę na to za późno."
Jestem w niej absolutnie zakochana, dałabym 10, gdyby Sagu podzieliła się z nami jakimś prawdziwym przepisem na herbatkę przeciw szaleństwom macicy.
9/10!
Opinia bierze udział w konkursie