"Jednak to, co Rozalia Ginter ceniła sobie w życiu najbardziej, to rodzina. Kiedy więc miała do wyboru dobro najbliższych i własną moralność, ta druga przegrywała w przedbiegach tego nierównego wyścigu".
O ile w poprzednim tomie Kryminałów z pazurem trupa podrzucono do Mikołajek, to tym razem Marta Matyszczak postanowiła zepsuć reputację malowniczym Tałtom.
Ale do brzegu. Ciało nieboszczyka, zdecydowanie nie pierwszej świeżości, zostaje odkryte nad brzegiem jeziora Tałty. Jego personalia szybko przestają być tajemnicą, jak i również fakt, że zginął w cieniach i blaskach noworocznych fajerwerków. Najbliższych przyjaciół w ogóle nie zaniepokoił fakt jego dłuższej nieobecności, co mocno zastanawia lokalną policję. Komisarza Pawła Gintera i posterunkowego Romaniuka czeka żmudne śledztwo, bo wspomnienia z nocy sylwestrowej są spójne tylko do pewnego momentu? Dodatkowo w Tałtach równolegle toczy się śledztwo w sprawie śmierci Jadwigi Ginter, prowadzone przez policjantów z Mrągowa, którzy lubują się w pojawianiu się w najmniej odpowiednich momentach.
Spokojny sen Rozalii Ginter zakłócają wyrzuty sumienia i ciągła obawa, że jej największy sekret ujrzy światło dzienne, co oznaczałoby absolutny koniec wszystkiego, od kariery zawodowej aż po życie rodzinne. Jedynie Burbur pozostaje niezachwiana w swej działalności literackiej a sekretny pamiętniczek, pisany coraz ostrzejszym stylem, zyskuje na objętości.
"To my - kobiety - powinniśmy rządzić światem. Po tygodniu nie byłoby na nim wojen, susz, powodzi, epidemii i globalnego ocieplenia. Oraz bezużytecznych kretynów".
"Taka tragedia w Tałtach" rozgrywa się na kilku płaszczyznach. Osią kryminalną jest martwy Bogdan Poniedziałek, którego śmierć jest przyczynkiem do cierpkich rozmów o przyjaźni na papierze. Z kwintetu przyjaciół o wspólnej przeszłości ostał się kwartet, w którym wybrzmiewają wspomnienia podszyte poczuciem krzywdy, niesprawiedliwości i zazdrości, że innym lepiej się powodzi. Czy to wystarczający motyw, by zamordować? A może sprawcy należy wypatrywać zupełnie gdzie indziej?
Sprytnie autorka zaplanowała czas i miejsce zbrodni, jak i ograniczyła grono podejrzanych. Relacjonuje wydarzenia Sylwestra z punktu widzenia kilku osób, siejąc popłoch i zamęt, by nikt nie był wolny od podejrzeń.
"A ciała, pani Rozalio, mają to do siebie, że prędzej czy później wypływają na powierzchnię. Jak prawda".
Trzeba przyznać, że w małych Tałtach nadspodziewanie dużo się dzieje. Jest śledztwo w sprawie Bogdana Poniedziałka, mrągowska policja szuka winnych śmierci Jadwigi Ginter a więc ci, którzy z tymi sprawami nie mają nic wspólnego, powinni spać spokojnie. A tak nie jest. W miasteczku gęstnieje atmosfera, przesycona tajemnicami, które niektórzy chcą wykorzystać do swoich celów. Wiedza i wspólne sekrety mają to do siebie, że wiążą lepiej niż kredyt hipoteczny. Czy milczenie na pewno jest najlepszym rozwiązaniem? Czy każde kolejne kłamstwo, wypowiedziane w dobrej wierze, może być usprawiedliwione? Nie od dzisiaj wiadomo, że ten, kto popadł w sieć kłamstw, tak łatwo się z niej nie wydostanie.
Ściśle powiązana z wydarzeniami kryminalnymi jest warstwa obyczajowa książki. Zamiast prostować ścieżki bohaterów, Marta Matyszczak podrzuca im kolejne kłody, buduje mury i stawia w sytuacji praktycznie bez wyjścia. Poddaje próbom, by pokazać zachowania z daleka od ich własnej strefy komfortu. O charakterach postaci sporo wiedzieliśmy już z poprzedniego tomu. W tej części znajdujemy ich potwierdzenie, ale też i pojawiają się nowe cechy. Rozalia to wciąż kobieta o silnej, lecz poharatanej ciemnymi rysami osobowości. Jest niczym czołg, który prze do przodu, kierując się dobrem najwyższym, czyli dobrem swojej rodziny. Z kim wejść w sojusz, komu zaufać po drodze a kogo absolutnie unikać i ile to wszystko będzie ją kosztować, wie tylko ona. Dodatkowo Rozalia ujawnia swoje nowe oblicze, będące pokłosiem wydarzeń z pierwszego tomu. Tylko czy realizacja własnej zemsty nie będzie stała w sprzeczności z innymi, priorytetowymi ustaleniami? I właśnie na tle swojej żony Paweł Ginter wypada stosunkowo blado. Jego śledcza uwaga jest rozproszona, brakuje mu stanowczości, zdecydowania i przyznania się do własnych błędów? Cóż, Paweł Ginter jest mężczyzną, który błądzi coraz bardziej? A propos postaci ? autorka puściła oczko (i to nie jeden raz!) do swoich czytelników, sięgając do znajomych postaci z Kryminałów pod psem. Wypatrujcie ich koniecznie!
"Taka tragedia w Tałtach" to historia, w której nic nie jest oczywiste na pierwszy rzut oka a świat ma wiele odcieni pomiędzy bielą a czernią. Trup Poniedziałka prowokuje do szczerych rozmów o męskiej przyjaźni, idealnej tylko z zewnątrz. Podobnie jest z mieszkańcami Tałt ? zaklęci w matni kłamstw nie potrafią się z niej uwolnić a tajemnice ? zarówno te mniejsze, jak i większe ? mnożą się niepostrzeżenie. Nikt do końca nie może czuć się bezpiecznie a wyrzuty sumienia przypominają o sobie w najbardziej niewygodnych momentach. Śledztwa i zawirowania życiowe bohaterów budują wielopłaszczyznową historię, którą osładza cięty język Burbura, która ma za nic człowieczą opinię?
Spróbujcie się nie uśmiechnąć!
"Mówią, że jak gość w dom, to Bóg w dom, ale ja bym nie chciała przenocować ani jednego, ani drugiego. Hołduję zasadzie, że gość jest jak ryba: po trzecim dniu zaczyna zalatywać".
Opinia bierze udział w konkursie