Kiedy tylko zobaczyłam opis tej książki, wiedziałam, że będę musieć ją przeczytać. Przede wszystkim skusiło mnie miejsce akcji na Śląsku, które jest mi dobrze znane, w końcu wychowywałam się i mieszkałam przez 20 lat w miejscowości obok. Do tego temat górnictwa, który jest mi dobrze znany, całe męskie pokolenie mojej rodziny to górnicy. Więc nie pozostało mi nic innego jak sięgnąć po tę powieść.
?Dziwny ten Śląsk. Intrygujący, ale dziwny. Bo to, co na pozór mogłoby wydawać się tandetne, w rzeczywistości potrafi zachwycić. Jestem ciekawa, jak wiele rzeczy jeszcze mnie tutaj zaskoczy.?
Daria to kobieta, która wie jak kierować biznesem i nie boi się kolejnych wyzwań. Mieszka w Warszawie, gdzie ma narzeczonego i dobrze płatną pracę. Ale pewnego dnia jej szef oznajmia jej, że wysyła ją na pół roku w delegację na Śląsk do Rybnika. Niechętnie, ale w końcu się zgadza. Jakież jest jej zdziwienie, kiedy na miejscu zamiast hotelu zastaje dom ze starszą i ciepłą kobietą w środku. No i do tego pojawia się irytujący, a zarazem interesujący sąsiad Artur, który jest górnikiem. Jej życie będzie całkowicie inne niż w Warszawie, ale czy zdoła się przyzwyczaić?
Cóż, muszę przyznać, że nie do końca spodziewałam się tego po tej książce. Zabrakło mi tutaj przedstawienia miejscowości, w której w większości dzieje się akcja. Liczyłam, że wspólnie z bohaterami odbędę niejednokrotnie podróż do wspomnień z własnego życia, do miejsc znanych mi w Rybniku. Niestety miejscowość z tej strony nie została przedstawiona. A szkoda.
Bohaterowie wykreowani przez autorkę są niezwykle ciekawymi postaciami. Daria to wybuchowa, wydawałoby się twardo stąpająca po ziemi dziewczyna, która wie czego chce od życia, ale tak naprawdę w środku jest krucha. Artur to przystojny mężczyzna, który ma dobre serce, ale potrafi mieć również i cięty język. Na niezwykłą kreację zasługuje pani Jadzia, kobieta z sercem na dłoni. Kobieta obok której nie sposób przejść obojętnie. Takich ludzi jak ona brakuje na tym świecie.
Daria i Artur stanowią niezwykłą mieszankę wybuchową. Strasznie podobały mi się ich wspólne przekomarzania, tutaj Weronika Tomala sprawiła, że uśmiech nie schodził mi z twarzy. Momentami pękałam ze śmiechu, ale przede wszystkim dobrze się przy tym bawiłam i w sumie chyba nie tylko ja, gdyż nasi bohaterowie również. Niewątpliwie było czuć więź, a może uczucie jakie między nimi pojawiło się już od pierwszego spotkania. Czasem spotykamy w naszym życiu jakąś osobę, która przyciąga nas do siebie niczym magnes, a my nie możemy nic na to poradzić. Uczucia stają się silniejsze niż rozum, któremu nie sposób się oprzeć. Ale podobno nic nie dzieje się bez przyczyny. Między młodymi rodzi się piękne uczucie, tylko, że związek oparty na kłamstwie nie zawsze wróży szczęśliwe zakończenie. Czy zatem naszym bohaterom się uda?
Podoba mi się, że w książce poniekąd został poruszony temat górnictwa. Sama mając w domu tatę, dziadka, dwóch wujków, a później i brata górnika, wiem co oznacza ta praca. Wiem, jak każda wiadomość o jakiejś tragedii, tam na dole pod ziemią potrafi wzbudzać lęk, obawę i niepewność. Kiedy jesteś w domu, a tu nagle w wiadomościach pokazują wiadomość o nieszczęściu w kopalni, twoje serce na moment zamiera. Myśli krążą wokół bliskich, którzy tam pracują, czy akurat nie było ich w pracy. I może niektórym, którzy tak naprawdę nie mają pojęcia o tym zawodzie, wydaje się, że to praca jak praca. Ale czy chociaż raz zdawali sobie sprawę, że jeśli tam na dole coś się stanie, oni nie mają drogi ucieczki. Nie mogą wyjść przez drzwi, czy też wyskoczyć przez okno, by się ratować. To niebezpieczna praca, którą jak pisze autorka, trzeba mieć we krwi.
?Podziemny świat to zupełnie inna rzeczywistość. Rządzi się swoimi prawami. Tego nie da się opowiedzieć. To trzeba poczuć ? i albo się to kocha, albo nienawidzi. Ci, którzy czują coś pomiędzy, prędzej czy później po prostu odchodzą. Górnictwa nie da się nauczyć. Trzeba je mieć we krwi.?
Całość napisana jest prostym i lekkim w odbiorze językiem. Czyta się szybko, są momenty, które rozbawiają nas do łez, ale są też i takie, które wyzwalają całą gamę emocji. Tak, emocje są tutaj gwarantowane, czułam je na własnym ciele. Pomysł na romans ciekawy, nie ma tu nic przerysowanego, naciąganego. Życie dwójki bohaterów w całkiem różnych światach, którzy spotykają się na swojej drodze i w sobie zakochują. Autorka jednak nie ułatwia im życia, zrzucając zarówno na bohaterów jak i na nas wielką bombę. Powieść intryguje i pokazuje, że miłość, może nas spotkać nawet tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. A przy okazji uczy nas, że kłamstwo ma krótkie nogi i zawsze wychodzi na jaw. Podobał mi się również zabieg wprowadzenia gwary śląskiej do książki. Głównie posługuje się nią Pani Jadzia. Aczkolwiek nie do końca jestem przekonana, czy gwara zawsze była dobrze przedstawiona. Sama wychowałam się na Śląsku i w rodzinie, gdzie tata i brat mówią gwarą, a czasem odniosłam wrażenie, że niektóre wyrazy u nas inaczej się wypowiadało.
"Tam, gdzie diabeł mówi dobranoc" to lekki i przyjemny romans z biznesmenką i górnikiem w tle. Historia, która wciąga już od pierwszych stron, przyjemnie wypełniając nasz wolny czas. Czytanie tej książki było dla mnie przyjemnością, mam nadzieję, że tak będzie i w waszym przypadku. Jeśli lubicie takie historie, zachęcam do przeczytania.
Opinia bierze udział w konkursie