Odkąd Karina rozstała się z Kaelem minęło już trochę czasu. Mimo tego, dziewczyna nie może zapomnieć o mężczyźnie, który najpierw poruszył jej serce, a potem oszukał ją, pomagając jej jedynemu bratu dostać się do wojska. Przecież doskonale wiedział, że jest to ostatnia rzecz, jakiej by chciała?
Los sprawia, że Karina i Kael wciąż wpadają na siebie znacznie częściej, niż by sobie tego życzyli. Przypadkowe spotkania burzą kruchy spokój, który udało im się stworzyć. Wkrótce dziewczyna postanawia, że skoro nie może ostatecznie pozbyć się Kaela ze swojego życia, spróbuje pozostać z nim w przyjaznych stosunkach. Czy jednak jest to możliwe, gdy oboje żywią do siebie uczucia znacznie głębsze od przyjaźni?
Dobrze pamiętam, gdy zaczytywałam się w tej historii Anny Todd, która przyniosła jej największą popularność ? w ,,Afterze". Byłam wtedy w na przełomie podstawówki i gimnazjum, gdy pochłaniałam w zawrotnym tempie internetową wersję fanfiction, jeszcze zanim zostało wydane w formie książki. Pomimo tego, że Internet gotuje się od krytycznych komentarzy na temat tej serii, ja wspominam ją z sentymentem i nie mogę myśleć o niej inaczej niż w pozytywnych kategoriach. To właśnie stało się powodem, dla którego zdecydowałam się sięgnąć po nową książkę Anny Todd wydawaną w Polsce ? liczyłam na to, że obudzi we mnie te pozytywne odczucia sprzed lat, przedstawiając zupełnie nową dla mnie historię. Czy tak się stało?
Pierwszym elementem, na który chcę zwrócić uwagę w analizie tego, co poszło w tej książce nie tak, będzie akcja. A raczej jej brak. Nie chodzi nawet o to, że tempo powieści jest niespieszne, tylko o to, że wydarzenia pojawiające się w niej można zliczyć na palcach jednej ręki. Gdybym postarała się stworzyć przykładnie szkolny plan ramowy zdarzeń, składałby się on z zaledwie 5 punktów, wypisanych i tak z dużym wysiłkiem. ,,The Darkest Moon" nie jest wcale długą książką ? liczy 320 stron ? jednak to, jak niewiele się w niej dzieje, jest prawdziwym ewenementem. Czym więc zapełnione są strony powieści, jeśli nie jest to porywająca akcja? Rozważaniami, przemyśleniami, wspomnieniami. I potem od nowa: wspomnieniami, przemyśleniami, rozważaniami. Oczywistym jest fakt, że narracja pierwszoosobowa w książce daje czytelnikowi możliwość wglądu w głowy bohaterów, jednak zachowany musi zostać balans między faktyczną akcją, która nadaje tempa historii, a rozwlekłymi wywodami natury sercowej, prezentowanymi z perspektywy obu postaci. Autorka widocznie zapomniała, że nie czytamy traktatu o utraconej miłości, lecz powieść, którą należy w jakiś sposób napędzać.
Nie od samego początku było jednak tak źle. ,,The Darkest Moon" to jedna z tych książek, które bronią się jeszcze jakoś, dopóki czyta się je bez większego zagłębiania się. Dopiero w momencie, gdy zaczniecie się zastanawiać nad sensem tego, co macie przed oczami, zaczną się schody. W trakcie czytania książki kilkukrotnie wpadałam w lekki stan odrętwienia, w którym nie skupiałam się za mocno na tym, co widzę na kartce. Wtedy było całkiem dobrze ? może nie przeżywałam żadnych wzniosłych chwil, jednak nie denerwowałam się też tak, jak to było już później, gdy zaczynałam mocniej analizować to, co czytam. Odkryłam bowiem, że pod pozorami ładu znajdują się nieprzeciętne zasoby braku logiki i drażniące elementy, ukryte w zachowaniu bohaterów.
Temat bohaterów warto pociągnąć, bo mamy z nimi do czynienia bezustannie, nawet w większym stopniu, niż byśmy sobie tego życzyli, patrząc na niepowstrzymaną falę ich rozmyślań, z jaką musimy się mierzyć. O ile na samym początku wydawało mi się, że Karina i Kael będą postaciami, które łatwo będzie mi polubić, dosyć szybko musiałam sobie ten pomysł wybić z głowy. Fakt, że zarówno Karina, jak i Kael, są niesamowicie dumni i przekonani o swojej nieomylności, a na dodatek obdarzeni wysokim poziomem arogancji, sprawia, że dosyć ciężko jest czytać ich przeplatające się ze sobą perspektywy, w których nie stronią od wzajemnych oskarżeń. W pewnym momencie czułam się, jakbym była mediatorem w sprawie dwóch gimnazjalistów, którzy nie mogą dojść do porozumienia, nie przejawiając ponadto nawet ułamka chęci wysłuchania drugiej strony.
Dodatkowy problem miałam z naszą główną bohaterką, Kariną, którą otaczała wielce irytująca aura pod tytułem Nie-Jestem-Jak-Inne-Dziewczyny. Zapewne wszyscy spotkaliście się z tą sytuacją, gdy powody zapierającej dech w piersi znakomitości bohaterki, o której wszyscy mówią, nie przejawiają się absolutnie w żaden sposób. Jak na zupełnie przeciętną dwudziestoletnią dziewczynę, która pracuje jako masażystka, a po godzinach pochłania chrupki serowe w zadziwiających ilościach, Karina ma nieco wygórowane mniemanie o samej sobie. A już na pewno przesadzone są opinie osób wypowiadających się o niej. Ja sama ? zarówno w Karinie, jak i w Kaelu ? nie dostrzegłam żadnej wyjątkowości.
Kolejnym elementem powieści, który wydał mi się rozczarowujący, są wydarzenia. Jak już wspomniałam, nie jest ich wiele. Jednak nawet te, które są, nie zadowalają mnie w żaden sposób. Brakuje im treści i większego sensu. Dobrze zilustrować to może przykład: Karina po męcząco długim monologu w końcu podejmuje decyzję, aby COŚ zrobić. Ubiera się, wsiada do samochodu i jedzie na pchli targ. Tam następuje niesamowity zwrot akcji w postaci przypadkowego spotkania z Kaelem (kto by się spodziewał!), a chłopak w swoich pierwszych słowach skierowanych do dziewczyny wyjeżdża z pretensjami o to, że ta założyła KLAPKI. Następnie Karina z uporem nie chce przyjąć pomocy Kaela z przeniesieniem do samochodu kupionych przez siebie kaktusów, przez co kaleczy sobie ręce. Większość zdarzeń zawartych w ,,The Darkest Moon" wygląda w ten sposób ? nie wiadomo, czy w zamierzeniu mają być zabawne, czy zaskakujące, ale z pewnością nie posiadają żadnej z tych cech. Są jedynie sposobem na zapełnienie strony tekstem, który nie niesie ze sobą niczego więcej.
Jak wspominałam, seria ,,After", która przyniosła autorce największą popularność, budzi we mnie dobre skojarzenia i darzę ją dużym sentymentem. Czytając ,,The Darkest Moon", miałam jednak wrażenie, że powieść tę napisała zupełnie inna osoba. Pominę już to, że fabuła w książce, której poświęcony jest dzisiejszy post, nie istnieje, bo ? umówmy się ? każdemu zdarzyć się może słaba książka. Jednak dlaczego styl pisania wydał mi się zupełnie inny od tego, jaki zapamiętałam z ,,After"? Na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć.
,,The Darkest Moon" to duże rozczarowanie. Jednak wiecie, co jest najgorsze w tego typu książkach? Że wciągają. I mimo wszystkich negatywnych słów, jakie napisałam na jej temat, pewnie przeczytam kolejny tom serii, gdy nadarzy się okazja. Sama nie wiem, co mnie do tego popycha, jednak gdzieś bardzo głęboko interesuje mnie, jak potoczą się losy bohaterów ? nie mam nawet na myśli tych pierwszoplanowych, którzy nie reprezentują sobą wiele, lecz tych z drugiego planu, których znacznie łatwiej jest lubić. Może będę wtedy tego żałować, ale mimo wszystko czuję, że coś mnie przyciąga do kontynuacji tej serii. Miejmy nadzieję, że będzie lepsza.
,,The Darkest Moon" okazała się być zupełnie inna od poprzednich książek Anny Todd. I to inna w tym złym sensie. Na próżno szukać w niej intrygującej fabuły czy ciekawych bohaterów, bo jedyne, co przez większość czasu oferuje, to nudne monologi wewnętrzne bohaterów i zdarzenia, przy których trudno nie przewrócić oczami. Nie mogę polecić Wam tej powieści, jednak sama nie wykluczam sięgnięcia po kolejną część. Trzymam kciuki za to, aby okazała się lepsza od swojej poprzedniczki.
...
Opinia bierze udział w konkursie