Czasem decyzje, które najtrudniej nam podjąć, okazują się tymi najlepszymi. Czasem życie po zesłaniu wielu trosk i cytryn do wyciśnięcia, decyduje się na postawienie przed nami szansy na szczęście. Czasem po prostu trzeba dać się ponieść losowi, wyciągnąć wnioski z twardych upadków, lecz nigdy nie tracić nadziei, że to, co dobre, jeszcze przed nami. Bo może się okazać, że jest bliżej, niż myślimy.
Indy powoli zbliża się do trzydziestki i wie, że czas na spełnienie jej marzenia się kurczy. Dodatkowo znalazła się znowu na początku swojej życiowej drogi, zdradzona, bez mieszkania, odrobinę bezradna w nowej rzeczywistości. Jednak nadal stara się zachować pogodę ducha, być wobec każdego uczynna i pomocna, zarażać optymizmem- nawet gdy przychodzi jej przełykać łzy rozpaczy. Nie traci też swojego romantycznego nastawienia. Jako stewardesa jest uwielbiana przez hokeistów, jako przyjaciółka jest kochana przez Stevie. I właśnie ta ostatnia przychodzi jej z pomocą, gdy Indy wydaje się, że straciła już wszystko.
Ryan jest zawodowym koszykarzem i całkowicie poświęca się temu sportowi. Jest zorientowany na cel, czyli wygrywanie i momentami przypomina maszynę, a nie człowieka. Jakiekolwiek emocje okazuje jedynie przy siostrze, w innym wypadku jest mężczyzną bez uczuć, co wielu po prostu przeraża. Żyje praktycznie jak asceta, nie korzysta z okazałej fortuny, którą posiada, a jego codzienność stanowią mordercze treningi i próba osiągnięcia perfekcjonizmu, Ogromnie ceni sobie porządek, ma swoje małe dziwactwa, a mieszkanie jest dla niego osobistą twierdzą. I będzie musiał do niego wpuścić swoje przeciwieństwo, huragan uczuć, jakim jest Indy.
"The Right Move" to kolejna cegiełka od Liz Tomforde, która skutecznie wciągnęła mnie w ten szalony świat Chicago. Tym razem wątek sportowy oparty jest koszykówce i jak w poprzedniej części serii kompletnie nie zawodzi. Tak naprawdę to nic w tej książce nie powoduje rozczarowania, a wszystko dzięki wspaniałej narracji i jeszcze wspanialszemu pomysłowi na fabułę oraz bohaterów. Postaci bowiem są niczym wyjęte z realnego świata, mają zwyczajne problemy i historie, które łamią serca ale i wpływają na ich obecne wybory, zachowania i obawy. Autorka za ich pomocą porusza kwestię tego, jak zawód miłosny może przez długi czas nieść swoje skutki, podkopując pewność siebie, wiarę w ludzi i uczucia. Możemy się także przyjrzeć blaskom i cieniom życia sportowca na najwyższym poziomie, presji jakiej to ze sobą niesie oraz mnóstwo wyrzeczeń, które wymaga bycie najlepszym. Wątek współlokatorów, początkowy darzących się drobną niechęcią, jest poprowadzony wzorowo i przekonująco i ani na chwilę nie da się zwątpić w uczucie rozwijające się między Indy i Ryanem. Piękne jest też w tej opowieści podkreślenie, jak w różny sposób można okazywać komuś miłość, jednak to te drobne, bezinteresowne gesty i słuchanie drugiego człowieka, krzyczą o największych uczuciach bez słów. Ponadto kreacja postaci Ryana po prostu podbija serce, roztapia duszę i jest wyjątkowa, taki mężczyzna to diament, choć i jemu należało się drobne oszlifowanie. Tomforde udowadnia też, źe jest mistrzynią epilogów, sprawiając, że do końca rozpływamy się nad historią. Potrafi wywołać też wzruszenie, i to wielokrotnie podczas lektury, a to wcale nie jest łatwe zadanie. Podsumowując, jeśli szukacie dobrego romansu, z poruszeniem ważnych kwestii zaczerpniętych z życia, napisanego wzorowo i i z odpowiednim balansem wszystkich wątków, to nie możecie przejść obojętnie obok tej propozycji. Polecam!
Opinia bierze udział w konkursie