"- Lubisz tańczyć? - zapytałam, zagłuszając zdrowy rozsądek
- Nie.
- Och... - wyjąkałam zaskoczona. - No dobrze.
- Ale i tak możesz mnie poprosić - powiedział.
Zawahałam się.
-Zatańczysz ze mną?
- Tak."
Być może nie wiecie, ale pierwszy tom serii "Love & Hate" również jest u nas wydany, choć przez inne wydawnictwo. W "Pokochać Jasona" dostaliśmy historię słynnego aktora i autorki książki, w której ekranizacji ten aktor grał, a teraz możemy poznać bliżej przyjaciółkę Olive oraz ich sąsiada- również aktora.
Czy gdybyście mieszkali obok jakiejś gwiazdy, moglibyście się oprzeć podglądaniu jej? No cóż, Lucy nie mogła.
Nic dziwnego jednak, że Adamowi się to nie spodobało, więc ich relacja nie zaczęła się kolorowo.
No bo jak inaczej można nazwać wtrącenie kobiety do aresztu za stalking? Nie bez powodu, ale jednak.
Tak czy siak, dzięki pewnemu małemu człowieczkowi, Lucy i Adam zaczną spędzać razem czas, pielęgnując wzajemną nienawiść. A jak wiadomo - o tej już całkiem niedaleko do... miłości.
Historia Jasona i Olive jeszcze przede mną, ale za to czytałam "Marriage for one" tej autorki i wiedziałam, że lubi ona pisać wspaniałe slow burny. Nie spodziewałam się jednak, że "To hate Adam Connor" spodoba mi się jeszcze bardziej, a tak właśnie się stało!
Dosłownie wszystko było tu dobre: pomysł na fabułę, kreacja bohaterów, niesamowita chemia między nimi, humor i stosunek ilości dram do smutnych, pięknych i tych gorących wątków.
Tym jednak, co sprawiło mi chyba najwięcej przyjemności podczas czytania, był styl autorki i sposób, w jaki napisała ten tekst. Wszystko brzmiało jak taka urocza paplanina głównej bohaterki, jej zabawne przemyślenia i swoisty strumień świadomości, który wylewał się z kolejnych stron.
Przypadł mi do gustu również zabieg bezpośrednich zwrotów do czytelnika - miałam wrażenie, jakby Lucy siedziała obok mnie i opowiadała, co dzieje się w jej głowie. Świetnie to wyszło!
Perspektywę Adama również dostajemy i choć jego myśli też były ciekawe, to spodobał mi się tak po prostu, jako postać i jako facet. Choć na początku mnie wkurzył tym, że nie pozwolił dojść Lucy do słowa, to rozumiem, z czego to wynikało i później niejednokrotnie udowodnił, jaki jest świetny! Zwłaszcza w pewnej sytuacji pod koniec, naprawdę stanął na wysokości zadania, choć całość okazała się nieco przewrotna.
W książce króluje motyw hate/love i nie wiem jak Wy, ale ja najbardziej uwielbiam moment, kiedy ta "hate" zamienia się w "love", ale bohaterowie ciągle temu zaprzeczają. No cóż, Lucy jest w tym mistrzynią!
"Lucy, powiedz, że mnie nienawidzisz. Wolę, żebyś ty
kłamała, że mnie nienawidzisz, niż żeby jakaś inna dziewczyna kłamała, że mnie kocha."
Wspomniałam już o humorze i rzeczywiście, świetnie się bawiłam podczas czytania. Co ciekawe, ten humor był nieco ordynarny (z braku lepszego słowa), ale w taki uroczy i pozytywny sposób, jakbym właśnie miała styczność z moimi bliskimi przyjaciółmi, a nie suchymi postaciami. Było ryzyko, że autorka przesadzi i gdzieś tam przekroczy granicę dobrego smaku w tym humorze czy w innych scenach, ale tak się nie stało i tutaj również ukłony dla tłumacza, bo po polsku wszystko brzmiało bardzo dobrze.
Nie wiem czy moja paplanina jest w miarę zrozumiała, czy przypomina paplaninę Lucy, ale mam nadzieję, że wiecie, o co mi chodzi!
Podsumowując, świetny romans, idealny na rozpoczęcie tego roku! Słodki, zabawny, seksowny i wciągający.
Jeśli więc lubicie slow burny, w dodatku z motywem hate/love, to wpiszcie go sobie na tbr!
9/10!
"Chciałam, żeby moje serce zwolniło. Co z tobą, serce? Co się z tobą dzieje? Miałaś go nie lubić, pamiętasz? Nie ma potrzeby wariować tylko dlatego, że jest w zasięgu ręki."
Opinia bierze udział w konkursie