Lubuę książki z wątkiem muzycznym, choć jakiś czas żadnej nie czytałam.
Ada Tulińska też je bardzo lubi i po raz kolejny pokazała nam, że umie je też pisać. Znajdziecie tu mały smaczek w postaci akcentu dotyczącego "Rockin winter".
Weronika uczy polskiego w szkole, której grozi zamknięcie. Aby uzyskać środki i zapobiegnąć tej miejscowej tragedii, wraz z innymi nauczycielami i pracownikami gminy organizuje festyn, na który ma sprowadzić swoich byłych kolegów z rocznika, a dziś- wielkie muzyczne gwiazdy.
Po kilku zawirowaniach dochodzi do współpracy, a my poznajemy też powoli relacje, jakie kiedyś łączyły Weronikę z Adrianem i Erykiem.
Okażą się one... lekko mówiąc skomplikowane, a co z tego wyniknie teraz? Przekonajcie się sami!
Miałam wrażenie, że oglądam film. Naprawdę, byłam w stanie wyobrazić sobie wszystko, co autorka opisała z ogromną łatwością i uważam to za duży plus. Normalnie poczułam się, jakbym była w jakimś Camp Rocku.
Zaangażowałam się w tę wielką sprawę małego miasteczka niemal personalnie i z radością obserwowałam wolę walki Weroniki, całe to zaangażowanie, a między tym wątek romantyczny.
Każda z postaci miała coś w sobie, ale też każda miała wady i nie do końca rozsądnie postępowała. Mimo to, bardzo je polubiłam i mam niedosyt, spędziłabym z nimi jeszcze trochę czasu. Co prawda nikt mnie w życiu tak nie denerwował jak Adrian, ale to też trzeba umieć stworzyć takiego bohatera! Czy w końcu się do niego przekonałam? A nie powiem! Musicie sami zobaczyć, o co w tych poplątanych relacjach Weroniki chodzi.
Powiedziałabym, że ta książka jest taka życiowa, ale jednocześnie bajkowa. Lubię to połączenie, bo sprawia, że można się przywiązać do bohaterów, odnaleźć w nich kawałki siebie i się z nimi utożsamić, ale też można marzyć o czym wielkim, wierzyć w coś pięknego i wymagać od życia czegoś niesamowitego!
Sam wątek muzyczny raczej dość przewidywalny, ale jednocześnie świetny i to chyba on dodał historii tej filmowości.
Tym, co mnie najbardziej w książce zaskoczyło, były retrospekcje i to, co się w nich działo. Nie spodziewałam się, że Weronika ma w sobie tyle ognia i szaleństwa, ale przyjęłam to z radością.
Jedyne, czego mi zabrakło, to wielka konfrontacja! Lubię, kiedy na końcu coś mocno wybuchnie, a tutaj miałam wrażenie, że napięcie rośnie, rośnie, a potem zaczyna łagodnie opadać. Chciałabym też trochę więcej czasu spędzić ze szczęśliwymi bohaterami na końcu, przydałby się jakiś jeszcze jeden dodatkowy epilog.
Niemniej jednak, zakończenie fajne i satysfakcjonujące i cała książka taki posmak po sobie pozostawiła.
Napisana jest też bardzo dobrze, spójnie i ciekawie, przeczytałam ją w kilka godzin i bardzo serdecznie polecam!
8/10
Opinia bierze udział w konkursie