Donato Carrisi to włoski pisarz i twórca uznawanych na całym świecie bestsellerowych thrillerów. Sławę przyniosła mu jego debiutancka powieść, Zaklinacz, a kolejne tylko ugruntowały jego pozycję wśród kanonu twórców tego typu literatury. Do tej pory nie miałam zbyt często do czynienia z włoskimi pisarzami, ale czy narodowość może określać czyjeś umiejętności jako pisarza? Nie wydaje mi się. Może jedynie książki z danego kraju niosą ze sobą pewną specyfikę, ale pewności ku temu nie mam. O ile przepadam za thrillerami, tak jednak z dziełem Donato Carrisiniego mam pewien problem? Nie wiem, czy duży, czy mały, ale pewnością kłopotliwy.
Trybunał sumienia to tajemnicza instytucja kościelna, która narodziła się na początku XII wieku. To jej członkowie decydują o zbawieniu i potępieniu ludzkiej duszy. Nazywa się ich penitencjariuszami, którzy działają na granicy dobra i zła. Posiadają tajne archiwa, o których FBI się nawet nie śniło. Jednym z nich jest Marcus posiadający niesamowitą umiejętność wykrywania anomalii na miejscu zbrodni. Obecnie pracuje przy sprawie zaginięcia młodej studentki, która łączy się również ze sprawą leżącego w śpiączce mężczyzny oskarżonego o seryjne zabójstwa kobiet. W tym samym czasie prywatne śledztwo w sprawie śmierci swojego męża zaczyna prowadzić Sandra Vega ? nie wierzy, że jej mąż umarł śmiercią naturalną, ona wie, że David został zamordowany. Tylko dlaczego? I kto za tym stoi? I czy ma to coś wspólnego z obecnymi zabójstwami zbrodniarzy w Rzymie?
Jakie mam problem z tą powieścią? Jest ona niezwykle chaotyczna. Nie powiem, że to zła książka, bowiem sam zamysł jest naprawdę pomysłowy i oryginalny, jednak nie do końca spodobało mi się wykonanie i styl autora. Panuje tutaj naprawdę spory chaos i chwilami nawet pełne skupienie nie pomaga połapać się w danej sytuacji. Mamy również do czynienia z przeskokami w czasie, ale to nie jest aż tak problematyczne. Jednak nie będzie to niedopowiedzeniem, kiedy napiszę, że chwilami zupełnie nie miałam pojęcia, co czytam i o czym jest ta książka. Dopiero gdzieś po 300 stronach udało mi się w miarę wbić w ten klimat, ale i tak nie na tyle, na ile bym chciała. O ile w fabule się nawet nieco połapałam, tak wiele nazwisk stale mi się mieszało. Kreacja bohaterów nie należy do najlepszych, właściwie pewna byłam tylko tego, kim są Marcus i Sandra. Pozostałe postacie? Z tym do tej pory mam problem. Coś kojarzę, ale bardzo mało.
Podoba mi się jednak sam pomysł na postać penitencjariuszy, ale też nie do końca wyczułam, na czym ich zdolności polegają i w jaki sposób oni funkcjonują. Odnoszę wrażenie, że w tej książce jest wiele niedopowiedzeń albo informacji zawartych między wierszami, które naprawdę ciężko wyłapać. A może po sukcesie Zaklinacza autor trochę osiadł na laurach i po prostu się przeliczył? Może nie sprostał potencjałowi tej historii? Nie wiem i w sumie trochę ciężko mi to stwierdzić, gdyż Trybunał dusz to moje pierwsze spotkanie z jego twórczością. W pewnym momencie lepiej zrozumiałam, o co chodziło w śledztwie Marcusa i Sandry, spodobało mi się, że w końcu wiele wątków znalazło wspólny motyw, ale nie jestem w stanie z czystym sumieniem napisać, że czuję się w pełni usatysfakcjonowana tą powieścią. Chwilami nie miałam nawet pewności, czy ją doczytam do końca, ale mimo wszystko byłam ciekawa zakończenia. Nie wbiło mnie ono w fotel, ale podoba mi się, że autor pozostawił je otwarte.
Lubię thrillery, w których dużo się dzieje i towarzyszy temu dobre tempo akcji oraz odpowiednie stopniowanie napięcia. Lubię czuć dreszczyk emocji, trochę adrenaliny też nigdy nie zaszkodzi. Tutaj faktycznie sporo się dzieje, jest wiele wątków i motywów, ale tempo akcji określiłabym mianem przeciętnego. Dreszczyk emocji? Zabrakło, przynajmniej w moim odczuciu, ale podejrzewam, że w dużej mierze wynika to z tego, że od samego początku nie byłam w stanie poczuć tej książki. Byłam cały czas gdzieś obok tej historii, a przecież powinna ona się rozgrywać przed moimi oczami, powinnam stać się jej częścią. Niestety, nie było mi to dane.
Ciężko jest mi jednoznacznie ocenić tę pozycję, bowiem Donato Carrisi z pewnością jest utalentowanym pisarzem i posiada dobre pióro, ale z tą książką było mi po prostu jakoś nie po drodze. Mimo wszystko czuję się zaciekawiona samym pomysłem, dlatego sięgnę po kontynuację przygód Marcusa, aby przekonać się, czy to tylko jednorazowy wypadek, czy jednak nie jest to autor dla mnie. Myślę jednak, że znajdzie się sporo czytelników, którym ta powieść przypadnie do gustu. Może jest po prostu dość specyficzna i nie każdy będzie w stanie się tutaj odnaleźć? Różne są gusta, a o gustach się nie dyskutuje! Podobno.
...
Opinia bierze udział w konkursie