Andrzej Janikowski stworzył bardzo ciekawy reportaż dotyczący przodowników pracy w PRL-u. Dzięki autorowi poznałam dużo interesujących informacji. Bardzo wciągający reportaż. W środku znalazłam kilkanaście fotografii z tamtych czasów. Świetne zdjęcia. Warto je zobaczyć.
Czytając "Trzysta procent socjalizmu" miałam wrażenie, jakbym przeniosła się do tamtych czasów. Przodownicy pracy za wszelką cenę chcieli być najlepsi. Wyrabiali często ponad 300% normy. Byłam bardzo ciekawa, co za to otrzymywali. Czy warto było tak harować? Nie oszukujmy się, to była praca ponad normę. Przodownicy pracy rywalizowali ze sobą kto będzie najlepszy, czyli kto więcej zrobi w ciągu danego okresu. Czy faktycznie było warto robić jak najwięcej? Tego dowiecie się, czytając to niezwykłe dzieło.
Autor ujął mnie swoimi spostrzeżeniami i przemyśleniami. Powiem wam szczerze, że nigdy nie interesowałam się tym okresem. Dzięki tej książce nadrobiłam. Warto ją przeczytać, żeby lepiej zrozumieć przodowników pracy w PRL-u. Mało się o nich mówi i pisze. Ciekawa jestem, dlaczego tak jest. To bardzo interesujący temat.
Książka składa się z trzech części. Pierwsza z nich to: "Rekordy i władza", druga "Bez propagandy" i trzecia: "Długi zmierzch". W każdej części znajdziecie kilka bardzo ważnych rozdziałów. Na uwagę również zasługują źródła, z których korzystał autor, tworząc ten reportaż. Podoba mi się, że je tak wyszczególnił. Chętnie zagłębię swoją wiedzę na ten temat.
Oko przyciąga sama okładka. Ma coś w sobie takiego, że nie można oderwać od niej wzroku. Dodatkowo twarda oprawa nadaje jej ciekawego i niepowtarzalnego charakteru. W środku znajdziecie idealnie opisane współzawodnictwo.
Jeżeli słyszycie przodownictwo pracy w PRL-u, to z czym wam się to kojarzy? Moje pierwsze skojarzenie z tymi czasami to film "Człowiek z marmuru". Autor też o nim wspomina. Pewnie gdyby nie te czasy, to nie mięlibyśmy tylu jednolitych, szarych blokowisk.
Robotnicy dokonywali heroicznych prac, często za cenę własnego życia. Wierzyli w lepsze jutro. W tej książce poznacie sukcesy i dramaty tamtejszych czasów. Czy wtedy ludzie byli szczęśliwi?
W tamtejszych czasach nazwiska najlepszych przodowników pracy znała cała Polska. Przyznam się ze smutkiem, że ja niestety ich nie znałam. Poznałam dopiero po przeczytaniu książki "Trzysta procent socjalizmu".
Polskie przodownictwo pracy zaczęło się w 1947 roku od skromnego górnika z kopalin "Jadwiga" Wincenta Pstrowskiego. Jego historię pięknie opisał sam autor. Czy miał idealne życie?
Polska po wojnie musiała się odbudować. Potrzebni do tego byli najlepsi, najsilniejsi i najszybszy robotnicy, którzy ze sobą współzawodniczyli.
Byłam w głębokim szoku, czytając o wyrobionych normach przez niektórych pracowników. Nie mogę pojąć, jakim cudem im się to udało. Czy oni w ogóle spali, jedli, pili i odpoczywali? Czy tylko pracowali na swój sukces, który nie zawsze był odpowiednio doceniany? A co z ich rodzinami? Czy mieli życie rodzinne? Czy to byli tytani pracy? Zachęcam do poznania często brutalnej prawdy. Poznałam między innymi historie górników, murarzy, stoczniowców i wojskowych.
Czy zawsze podawane wyniki przekraczania normy były prawdziwe? Czy może ktoś przy tym manipulował? Autor obala niektóre mity. Warto się z nimi zapoznać.
Nie żałuję, że przeczytałam ten reportaż. Ostatnio interesuję się historią Polski z XX wieku. Ta książka w pełni mnie usatysfakcjonowała. Nie mam się do czego przyczepić. Przodownictwo pracy w PRL-u nie jest łatwym tematem, ale warto wiedzieć więcej na ten temat. Książkę przeczytałam w ciągu jednego dnia. Wciągnęła mnie w swój wir od samego początku.
Gratuluję autorowi Andrzejowi Janikowskiemu tak dobrego dzieła. Cieszę się, że podjął się tego tematu.
Tamte czasy opisane są z punktu widzenia współzawodnictwa.
Pozostawiam was z pytaniem: Czy warto było, aż tak mocno ze sobą rywalizować?
Opinia bierze udział w konkursie