Mieczysław Kosz to niewidomy wybitny polski pianista i kompozytor jazzowy, który wywarł znaczący wpływ na polską szkołę jazzu i pomimo upływu lat nadal ma swoje miejsce w historii polskiego jazzu. Krzyszof Karpiński-prawnik, pianista i entuzjasta jazzu napisał biografię o tragicznie zmarłym artyście, aby ocalić jego historię od zapomnienia.
Książka ,,Tylko smutek jest piękny" z powodu małej ilości źródłowych informacji została opara na rozmowach ze znanymi muzykami i osobami bliskimi, a także materiałach, które ukazały się przy okazji kolejnych rocznic urodzin i śmierci artysty oraz filmie dokumentalnym z 2007 roku. Zostały w niej także przytoczone cytaty z prywatnych listów znajdujących się w posiadaniu autora, a całość dopełniają zdjęcia i dyskografia.
Przyznam, że czytam dużo biografii, ale książka o Mietku Koszu szczególnie mnie wzruszyła. Ciężkie warunki życia miały wpływ na jego zdrowie i możliwe, że uracił wzrok, bo nie było środków i czasu na leczenie. Operacja przeprowadzona około 1947 roku, w wieku trzech lat, nie przyniosła poprawy. Ojciec nie darzył Mietka miłością, wcale się nim nie interesował. Na szczęście chłopiec mógł liczyć na matkę i na przyrodniego brata starszego o dwadzieścia lat, Jana. Brat w miarę swoich możliwości troszczył się o jego zdrowie, jedził z nim do lekarzy w Zamościu i Lublinie. Ojciec natomista był bardzo obojętny wobec najmłodszego syna, a momentami wręcz wrogi. Nie tylko nie przestrzegał pooperacyjnych zaleceń lekarza, jak konieczność zasłaniania okien i stopniowego przyzwyczajania oczu dziecka do ostrego dziennego światła, ale wręcz postępował wbrew tym wskazaniom. Potrafił zamknąć maleńkie niewidzące dziecko w stajni razem z końmi. Z tego powodu stosunki między rodzicami Mietka pogarszały się i ostatecznie zakończyły się rozwodem.
Mietka Kosza zapamiętano w szkole muzycznej jako wybitnego ucznia i wychowanka. Był spokojny, zrównoważony, ale zamknięty w sobie. Był lubiany przez kolegów, brał udział w życiu klasy, ale przede wszystkim interesował się muzyką. Dużo pracował nad sobą, a dzięki mądremu prowadzeniu i pomocy profesor Romany Witeszczakowej rozwijał talent. Do ostatnich chwil życia miał serdeczny kontakt z profesorką, dzielił się z nią informacjami o mających odbyć się koncertach, cieszył osiągnięciami i muzycznymi sukcesami. Od momentu ukończenia szkoły muzycznej stał się bezdomnym tułaczem. Nie miał własnego kąta, pomieszkiwał w różnych ponurych miejscach i aż trudno uwierzyć, że potrafił wznieść się na wyżyny pianistycznego kunsztu nie mając przez bardzo długi czas nawet własnego instrumentu. Gdyby żył jego muzyka rozwijałaby się i dojrzewała, stawałaby się głębsza i bogatsza. W ciągu sześcioletniego zaledwie okresu działalności artystycznej zrobił bardzo dużo. W zasadzie nie ma innego porównywalnego przykładu tej rangi w polskiej muzyce jazzowej. Nie umiał wszakże poradzić sobie z własną indywidualnością, wrażliwością, osamotnieniem. Odszedł, nie wyczerpawszy swoich możliwości. W nocy 31 maja 1973 roku wyskoczył przez okno swojego mieszkania w Warszawie przy Pięknej 10. Oficjalnie uznano to za tragiczny wypadek, ale większość środowiska i fanów uważała, że Kosz popełnił samobójstwo.
Co pozostało po Mieczysławie Koszu? Kto dziś o nim pamięta? Rodzina opiekująca się jego grobem we wsi Tarnawatka czy miłośnicy jazzu aktywnie działający w Stowarzyszeniu ?Zamojski Klub Jazzowy im. Mieczysława Kosza? w Zamościu, a może uczestnicy Międzynarodowego Konkursu Pianistów Jazzowych im. Mieczysława Kosza w Kaliszu. Po tym wybitnym artyście zostało tylko kilka płyt, kilkadziesiąt nagrań radiowych, niewielki materiał filmowy, kilkanaście fotografii, dokumenty, nagrody, wizytówki, skąpe recenzje z koncertów. Niewiele, ale dzięki biografii jego historia może wyjść poza zamknięty krąg koneserów jazzu. Serdecznie polecam książkę Krzysztofa Karpińskiego:)
Opinia bierze udział w konkursie