Bardzo cieszyłam się, gdy zasiadałam do czytania drugiego tomu z serii Willow Creek, gdyż byłam ciekawa jaką historią uraczy mnie autorka i jakie postaci przyjdzie mi poznać. Mimo, że okładka jest cudowna i może sugerować idylliczny romans to powieść ta jest raczej smutna przepełniona bólem po stracie kogoś bliskiego oraz próbą pogodzenia się z tym faktem.
Samantha to bratowa Milesa, którą poznaliśmy w tomie pierwszym. Jej mąż zmagał się z chorobą, która powoli wysysała z niego życie. Młoda kobieta została wdową i utraciła to co miała najcenniejsze.
To wydarzenie ogromnie ją przytłoczyło, powodując że sama zapragnęła umrzeć. Nie potrafiła rozmawiać z bliskimi jej ludźmi, nie mogła patrzeć na dom, w którym mieszkali, gdyż to wszystko przypominało jej o chwilach spędzonych z ukochanym mężem. Dlatego postanawia wyjechać z miasta, by odetchnąć i spróbować pozbierać się wewnętrznie.
Connor dowiedziawszy się o śmierci Archera jest w ogromnym szoku, mimo, że służba w wojsku pokazała mu, że życie kończy się w nieoczekiwanym momencie. Mężczyzna postanawia wrócić do Willow Creek. Tam otrzymuje list z ostatnią wolą brata, a jego życzeniem było by zaopiekował się jego żoną. Connor ma trudne zadanie przed sobą, gdyż to właśnie przez Samanthę, a ścisłej przez zakazane uczucie do niej, opuścił rodzinne strony.
Czy Samantha pozbiera się i pogodzi ze śmiercią męża. Czy ponowne spotkanie z Connorem ożywi głęboko ukryte uczucie, które przed laty odrzuciła? Czy ten silny facet będzie dla niej wsparciem i spełni swą obietnicę?
Nie ukrywam, że była to dla mnie niełatwa lektura. Wzruszyłam się niesamowicie, momentami oczy szkliły się od napływających łez i czułam taki ucisk w piersi. Przeżywałam wraz bohaterami dosłownie wszystko. Ich nastrój mi się udzielał i bardzo im współczułam, bo sama kilka miesięcy temu przeżyłam coś podobnego. Na szczęście nie zmarł mój mąż, ale ktoś inny z rodziny, bardzo mi bliski.
Pani Nawara wspaniale poradziła sobie z tym tematem i przedstawiła wszystko tak realistycznie, że czytelnik uosabia się z postaciami i chce ich wesprzeć oraz utulić. Kreacja postaci zachwyca i są oni tacy prawdziwi. Mają swoje nawyki, wściekają się, popełniają błędy. Fabuła jest ciekawie poprowadzona, niektóre wątki zaskakują i wywołują lawinę emocji.
Naprawdę ciężko było mi odłożyć książkę chociaż na moment, a zostałam do tego zmuszona przez wizytę gości. Wiecie co, zamiast cieszyć się z czasu wspólnie spędzonego, to ja duchowo byłam nieobecna. Wciąż myślałam o tej historii i zastanawiałam się jak potoczą się losy postaci, którzy skradli me serce.
Gdy wreszcie dotarłam do finału miałam nieco mieszane uczucia i dopiero wtedy mój umysł zalała fala przemyśleń. Oj ciężko było mi zasnąć. Jednak nie żałuję ani jednej minuty jaką poświęciłam na czytanie "Tysiąc powodów, by żyć".
Ta pozycja wciąga od pierwszych zdań, przenika na wskroś i uwodzi. Ja przepadłam i chcę więcej. Tym bardziej, że styl autorki jest bardzo lekki i przystępny, a to co wychodzi spod jej pióra jest świetne. Szczerze polecam.
Opinia bierze udział w konkursie