Drugi tom trylogii.
Oczywiście czekałam na niego niczym dziecko na pierwszą gwiazdkę w wigilię.
Gdy Upadek Pandory trafił w me ręce, aż mi się oczka zaświeciły na widok znacznie większej ilości stron niż w tomie pierwszym.
Plus wielki także za spójność okładek, to dla mnie bardzo ważne w przypadku serii.
Irin musi mierzyć się z nowymi wyzwaniami, odkrywa coraz więcej prawdy o sobie i bogach ale nie tylko.
Mierzy się z dużą ilością manipulacji i tak na prawdę może udać tylko sobie.
A może i to nawet nie...
Trafia do Podziemia, gdzie musi dokonywać trudnych wyborów by ocalić swoich bliskich.
Czy to się uda?
W tej części dostajemy ogrom emocji, które się zmieniają zależnie od wydarzeń i reagujemy na nie.
Do tego świetny zabieg w postaci smaczków psychologicznych i tym samym możliwość poznania głównej bohaterki bliżej.
No i więcej Corvusa i tu taktownie przemilczę temat, Ci co czytali, to wiedzą a Ci co nie czytali, niech to zmienią.
Chciałam zaznaczyć, że autorka poczyniła ogromny progres i widać, jak jej warsztat pisarki ewoluuje.
Ja wiem, że Dziedzictwo Pandory oceniłam wysoko ale brałam pod uwagę, że to był debiut.
Teraz moja wysoka nota jest w pełni zasłużona bez żadnej taryfy ulgowej.
Opisy świata przedstawionego w powieści, relacje między bohaterami, kreacja stworzeń, czerpanie z różnych kultur i ukochanej przez autorkę architektury - to wszystko zostało przedstawione ze smakiem, w sposób jednocześnie przystępny ale także poetycki.
Oczami wyobraźni widziałam wszystko tak, jakby działo się obok mnie.
Jakbym to ja była Pandorą.
Genialnie. Po prostu genialnie.
Mieliśmy nieco więcej zbliżeń ulubionej pary jednakże tutaj autorka opisywała to krótko, zwięźle i w sposób jednocześnie poetycki, co tylko zaznaczało uczucie między Corvusem a Irin a nie dominowało fabuły, która skupiła się na czymś zupełnie innym.
Irin utraciła swoją tożsamość i musiała się odnaleźć na nowo.
Pojawiają się także nowe postaci, całkiem sporo jednakże w całości nie doszukacie się ani grama chaosu jeśli chodzi o czytanie i rozumienie fabuły.
Akcja była dynamiczna, cały czas się coś dzieje i nawet kiedy pozornie zwalnia bo np. sceny walki ustają to jednak nie możemy narzekać na nudę.
Kiedy Irin nie walczy fizycznie to walczy psychicznie, ma dylematy, przebłyski pamięci, zagadki do rozgryzienia.
Czerpanie z mitologii greckiej jest bardzo wyraźne, czuć to od początku do końca i ktoś, kto liznął nieco tematu z pewnością zauważy wiele inspiracji - z zaznaczeniem, że to inspiracje a nie odwzorowanie.
Oczywiście w książce tradycyjnie już znajdziemy rysunki autorki, które nadają klimatu i pozwalają zwizualizować niektóre sceny - i tu powiem, że to co widziałam na ilustracjach zdecydowanie się zgadza z moimi wyobrażeniami podczas czytania.
Intensywnie, mocno, br*talnie, ciekawie, zaskakująco - tak mogę podsumować Upadek Pandory i proszę o więcej.
Będę wyczekiwała kolejnego tomu z dużą uwagą a do tego zapewne wrócę nie raz.
Opinia bierze udział w konkursie