Oj przyznaję, że ta książka jest bardzo lekko napisana, choć nie zawsze to o czym czytamy jest łatwe do zrozumienia, nie mówiąc już o wyobrażeniu tych wszystkich zjaw o których ludzie tu opowiadają. To książka zupełnie inna od wszystkich. Niby to jedna opowieść życia chłopca, który był najmłodszy z siedmiorga rodzeństwa, jednak poznamy historię każdego. Nie będą one po kolei, bardziej to zlepek wspomnień, w zależności co o kim mu się przypomniało. Rozdziały rozpoczynają pewne historie, ale ich nie kończą. Dają za to bardzo dużo do myślenia i z reguły ich tematem jest śmierć któregoś z członków rodziny. Gdybym chciała prostacko określić całą opowieść, powiedziałabym, że to przerażająco chora historia, która dzieli się na niestworzone rzeczy, choroby psychiczne, nienormalne urojenia i dziką fascynację śmiercią. To tego ubrana w smutek, który jest bardziej irracjonalny niż rzeczy, które sobie przypomina. Ale właśnie to wszystko sprawia, że od tej historii nie można odejść. Główny bohater również zastanawia się co jest z nim nie tak, że nie potrafi czuć szczęścia z nawet najdrobniejszych rzeczy. Jego poplątane myśli tak nas absorbują, że niemal szokiem jest dla nas wiadomość o tym, że kocha chłopców. O czymkolwiek by nas nie poinformował, to jakby tłumaczy to wiarą, która obowiązuje w tajwańskiej kulturze. Podaje nam przykłady wierzeń i nie chce nas do niczego przekonać, tylko na tym jakby kończy swoje zdanie. Musi robić to, bo takie jest jego wierzenie i już. Nie wstydzi się tego, tylko niemal czułam, jakby był dumny z tego, że mógł mi tą tajemnicę zdradzić. A co ja z tym zrobię, to już go nie interesowało. Bardzo często mówił też językiem innych ludzi, jakby wcielał się w ich ciała i opowiadał co przeżywają, z czym się zmagają i jaki widzą w tym problem. Jakby sugerował, że w każdym życiu są jakieś problemy i że każdy rozwiązuje je na swój sposób. Niekiedy to, co nam przekazuje można brać za poezję, jakieś głębsze i mądrzejsze myśli. Jednak o czym by nie opowiadał, to budzi to nasz strach. Czytamy książkę w napięciu i niepewności. Zagadką była tu odsiadka więzienna, którą odbył skazany za morderstwo. I chociaż nic nie sugeruje z jakiego powodu wrócił w rodzinne strony, to jednak uwierzcie mi, że sensu tak poplątanego umysłu nie będziecie w stanie pojąć. A czy uzyskamy koniec tej historii, to już pozostawię w tajemnicy:-) Ale bardzo ją polecam!
Opinia bierze udział w konkursie