Powrót po latach do uwielbianej kiedyś książki. Dobrze, że Wydawnictwo MG wznawia te powieści. Na klasykę zawsze jest dobra pora.
Książka nie bez kozery uznawana jest za arcydzieło i najlepszą w dorobku sióstr Brontë.
Bohaterką jest młoda Angielka Lucy Snowe, która po nieprzyjemnych i trudnych przeżyciach w rodzinnym kraju postanawia szukać szans na lepszą przyszłość gdzie indziej i wyjeżdża na kontynent do Europy. Pracę znajduje na pensji dla dziewcząt. Wydaje się, iż wszystko w jej życiu w końcu się poukłada, że znalazła swoje miejsce na ziemi, spokój, bezpieczeństwo. Nic bardziej mylnego.
Lucy bardzo szybko zauważa, że nic nie jest takim jakim powinno być, a ona sama jest przez kogoś obserwowana. Młoda kobieta postanawia wyjaśnić tę sprawę. Nie wie jednak na co się decyduje. To co ją spotka będzie trudne, bolesne i niewytłumaczalne.
Nas, żyjących w XXI wieku taka fabuła może śmieszyć, może wydawać się odrobinę infantylna. Pamiętajmy jednak, iż książka została wydana 170 lat temu. Była wtedy czymś nowym, niewiarygodnym, świeżym. Opublikowana w 1853 roku książka z jakiegoś powodu uznawana jest za pierwowzór światowej powieści psychologicznej.
Powieść jest mocna, porywająca, bardzo silnie osadzona w życiu autorki. W fabule znajdziemy mnóstwo wątków biograficznych. To także nowatorska, jak na owe czasy książka.
Brontë sięga mocno do własnych przeżyć, rozpamiętuje je, analizuje, szczególnie kwestię jej wielkiej, zakazanej miłości. Villette jest mroczna, momentami trochę dołująca. Pozwala to przypuszczać, iż taki właśnie był nastrój autorki, dołujący może nawet depresyjny. Być może Villette była swoistą terapią Charlotte.
Wiele w treści zagadek, wiele niedopowiedzeń, wiele kwestii, które nadal mimo upływu tylu lat nie zostały w pełni wyjaśnione.
To wspaniała i wyjątkowa, ale nie ukrywam, niezwykle trudna i wymagająca powieść. Z pewnością nie jest to lektura dla każdego. Nie znajdziecie tu pośpiechu, nagłych zwrotów akcji, czy porywających dialogów. Jest za to genialna atmosfera, mistrzowskie oddanie własnych uczuć, nastroju, mnóstwo smutku. Czytając Villette i mając świadomość, jak mocno ta powieść jest osadzona w życiu autorki, byłam smutna, zamyślona, zastanawiałam się jak trudne miała ona życie. Był to okres niezbyt łaskawy dla kobiet, mrok, obyczaje, konwenanse, zakazana miłość, trudna praca, życie na obczyźnie, choroby. Można tylko współczuć.
Do tego niesamowicie poruszający i smutny koniec całej historii. W bohaterce następuje pewna zmiana. Trudno wyrokować czy na lepsze. W każdym bądż razie przemiana jest spektakularna, ale całość zakończenia dołująca, oblekająca czytelnika wszechogarniającym smutkiem.
Wspaniałe ukazanie wnętrza kobiety, studium samotności, smutku. Polecam.
Opinia bierze udział w konkursie