Nikt nie spodziewał się, że nadciągające nad miasto ciemne chmury niosą ze sobą coś złego. A jednak- gdy na świat spadły żółte płatki, nic już nie było takie, jak zwykle. Ludzie oszaleli; kontrolę nad nimi przejęły ich największe lęki, w imię których potrafili nawet zabić. Siebie lub innych. Wkrótce ulice miasta zasłane były trupami...
Konrad od dłuższego czasu przebywa w szpitalu psychiatrycznym, a wydarzenia na zewnątrz są dla niego odległe- walczy z własnymi demonami, które dzień w dzień próbują przejąć nad nim kontrolę. Największym lękiem mężczyzny jest ciemność; nie wie, jakie wydarzenie z jego życia doprowadziło do fobii na tym punkcie, jednak stara się walczyć o siebie. W postapokaliptycznym świecie nie będzie to łatwe- brak prądu, coraz szybciej zachodzące słońce, brak wsparcia innych ludzi, powalonych własnym strachem. Jedyną opcją jest samotne przedzieranie się przez tak bliskie mu kiedyś miasto w poszukiwaniu... kogoś?
I znajduje -można by rzec- pomoc. Mężczyzna z jego przeszłości pragnie pomóc mu w walce z jego strachem, jednak proponowane przez niego rozwiązanie nie należy do najłatwiejszych. Konrad ma przed sobą naprawdę trudny wybór.
W ciemności, po opisie wydawcy, wydawało mi się bardzo intrygującą lekturą na coraz dłuższe, jesienne wieczory. Dlaczego? Cóż, muszę przyznać, że zaintrygował mnie świat, w którym rządzi lęk. Oczywiście, patrząc na współczesne nam wydarzenia mogę śmiało powiedzieć, że strach rządzi ludzkością od co najmniej trzech lat -jak nie pandemia, to wojna- mimo tego (na szczęście!) daleko im do tego, co działo się w książce pana Fitrzyka. Niemniej jednak kwestia dziwnych, żółtych płatków oraz ogarniającego społeczeństwo szaleństwa była dla mnie ciekawym pomysłem na fabułę i chciałam zagłębić się w treść, by poznać szczegóły swoistej inwazji lęku.
Znowu mam mieszane odczucia względem książki. Nastawiłam się bowiem na mocną, mroczną historię o czymś nienaturalnym (mowa tu oczywiście o tych żółtych płatkach ni to śniegu, ni to czegoś), a otrzymałam coś zupełnie innego. Wiedziałam, że skupimy się na naszym głównym bohaterze, Konradzie, aczkolwiek miałam nadzieję, że i nadnaturalne zjawisko znajdzie tutaj dla siebie jakiś kawałeczek miejsca. Niestety, tak się nie stało- płatki były i znikły, i nikt specjalnie nie zajął się kwestią tego, czym były i dlaczego doszło do tego, do czego doszło. Za to bardzo intensywnie skupiamy się na Konradzie i jego walce o... wolność?
Muszę przyznać, że momentami gubiłam się w fabule. Mieszanie przeszłości z teraźniejszością, dodawanie co chwilę nowych postaci nieźle namieszało mi w głowie. Chwilami nie wiedziałam już, co do czego i przede wszystkim kto jest kim dla kogo. Lektura najbardziej skupia się na głównym bohaterze i jego wewnętrznej walce z demonami niż na otoczeniu. Owszem, czytelnik dostaje parę krwawych, a momentami wręcz makabrycznych opisów, aczkolwiek czułam pewien niedosyt. Chciałam ten mroczny świat poznać głębiej, a nie było mi to dane. Za to o emocjach Konrada wiem prawie wszystko. I to mnie najbardziej boli- ta lektura byłaby świetna, gdyby szerzej opisać otaczającą go nową rzeczywistość. Nie twierdzę bynajmniej, że intensywne skupienie się na głównej postaci jest złe; skoro ów lęk to uczucie i atakuje każdego, to wiadomo, że i w przypadku Konrada opis jego przeżyć i wewnętrznej walki będzie szeroki. I dobrze, że autor poświęcił mu tyle miejsca- czytelnik otrzymuje szczegółową analizę wszelkiego rodzaju emocji. A jednak sądzę, że byłoby jeszcze lepiej, gdyby znalazło się też więcej miejsca dla opisu sytuacji panującej w mieście.
Książka pozostawiła we mnie misz- masz emocji; myślę, że niektórym czytelnikom może przypaść o wiele bardziej do gustu niż mnie. Aczkolwiek nie skreślam autora- ma on bowiem bardzo dobre pióro, a i pomysł był bardzo ciekawy. Co znaczy, że w przyszłości kolejne jego książki mogą być jeszcze lepsze.
Opinia bierze udział w konkursie