"W górę rzeki" to powieść, z którą mam spory problem. Czytają opis, byłam niemal pewna, że będę miała do czynienia z zupełnie innym typem literatury. Może nie jestem bardzo rozczarowana tym, co dostałam, ale nie czuję się też w pełni usatysfakcjonowana. Mam sporą zagwozdkę z tą historią.
Autorka miała świetny pomysł na fabułę, stworzyła świetne postacie, potrafiła zbudować napięcie, ale to wszystko (w moim odczuciu) zbyt mocno okrasiła... wiarą w Boga. Niejednokrotnie odnosiłam wrażenie, że pani Magdalena narzuca mi swoje przekonania i jestem niemal zmuszona, by myśleć tak samo jak postacie, bo to jest jedyna słuszna droga i poza nią nic nie ma.
Przyznaję, ominęłam kilka stron. Po prostu do mnie nie docierały, a czytając, że in vitro jest złe, tęcza została zagrabiona... przez wiadomo kogo, i sugerowana jest aborcja w przypadku (tylko!) zagrożonej ciąży... po prostu mnie coś trafiało (takich kwiatków jest więcej, ale już sobie odpuszczę).
Pomijając te aspekty, przedstawiona historia pokazuje obraz człowieka, który poprzez jeden błąd traci wszystko i wszystkich, których kocha. Człowieka pogubionego i
Autorka pokazuje, jak trudne jest odnalezienie sensu życia po opuszczeniu więziennych murów, jak trudno jest wrócić do realnego życia gdy zostajemy na świecie sami, bo najbliżsi się odwracają od nas, nie chcąc nawet słuchać naszej racji. Jak łatwo możemy się zagubić i znaleźć się wśród nieodpowiednich osób, które wydają się namiastką rodziny. Historia Sebastiana zmusza do refleksji, wyciągnięcia wniosków i być może przewartościowania niektórych priorytetów... Poznając głównego bohatera bliżej, niejednokrotnie żal zalewał mi serce i popłynęła niejedna łza. Naprawdę nie miał chłopak lekko...
Akcja powieści dzieje się dość szybko, zaskakuje w niespodziewanych momentach. Styl autorki jest przyjemny w odbiorze. Plastyczne opisy pozwalają się przenieść w malownicze Bieszczady i poczuć ich wyjątkowy klimat. Musi tam być wyjątkowo pięknie w śnieżną zimę.
Postacie są ciekawe, choć niektóre zbyt jaskrawe i przerysowane, ale nie wpływa to szczególnie na ich odbiór.
Książkę czytało mi się dość opornie, ale to tylko przez te czynniki, o których wspomniałam wyżej. Reszta jest ok.
Akcja powieści osadzona jest w okolicach Bożego Narodzenia, sądzę więc, że to dość ciekawa historia otwierająca sezon na tego typu literaturę. Niesie w sobie nadzieję, wiarę, że prędzej czy później słońce wyjdzie dla każdego z nas. Że gdzieś na świecie jest ktoś, kto jest nam przeznaczony i stanie po naszej stronie nawet wtedy gdy popełnimy niewybaczalny błąd, a własna rodzina odwróci się do nas plecami.
Czy polecam?
Trudno mi odpowiedzieć. Jest to taka pozycja, która będzie miała wielu zwolenników jak i przeciwników. Ja się nie opowiem po żadnej stronie, musicie się sami przekonać, ale sądzę, że każdy w tej powieści znajdzie coś dla siebie.