"...W sumie byliśmy gotowi na wszystko, co może nas spotkać. A przynajmniej tak sądziliśmy..." - T. Rezydent
Sięgnęłam po tą książkę z jednego powodu. Chciałam poznać pandemię od strony samych walczących z nią medyków. To co widzimy w telewizji to jedynie garstka informacji. Wielu z nas myśli, że zna pandemię jak własną kieszeń i wiedzą o niej wszystko, a nawet więcej. W tej książkę spotkałam się z relacją z pierwszej ręki. Autor jednocześnie stał się osobą z pierwszej linii frontu walki z niewidzialny przeciwnikiem. Mamy opisany każdy dzień w dłuższej czy krótszej relacji. Wspominany jest tam dzień w którym wszystko stanęło w miejscu, a chwilę później nadeszły poważne zmiany. Zmiany w samej służbie zdrowia. Nastała era e-porad i problemy z leczeniem pacjentów przez lekarzy. Przecież najlepiej diagnozować przez telefon. To był ogromny błąd, szczególnie dla starszych ludzi. Wiem coś o tym... Staruszkowie powinni mieć dostęp do "swoich" lekarzy, a także do rodzinnych. Sam Autor nie szczędził słów krytyki w tej kwestii. Całkowicie go rozumiem. Właśnie przez to szpitale zaczęły także przyjmować pacjentów z e-porad. Przez całą książek czuć wiele emocji. Czyta się kolejną stronę niejednokrotnie z niedowierzaniem co jednen wirus potrafi zrobić z człowiekiem. Wyczuwamy współczucie i zadumę wobec tych wszystkich ludzi. Autor używa medycznych określeń - są one opisane i wyjaśnione - jeszcze bardziej dzięki temu możemy odnaleźć się i poznać ten zawód od środka. Znajdziemy także kilka słów o młodych, którzy nie akceptują pandemii i sami ją negują. Jak określił Autor: "Przecież się nie zarażą, ich to nie dotyczy". Prócz bieganiny na oddziale, możemy przeczytać jak czuje się lekarz w tej walce. Czy jest zmęczony, wyspany, a może ma tego dość i chętnie by odpoczął? Jest to relacja rzetelna i obszerna. Cieszę się, że książka o tej tematyce pojawiła się na rynku!
Opinia bierze udział w konkursie