?Wtedy rozpętało się piekło. Nie była to infernalna wersja szatańskiego podziemia, nie był to podzielony na dziewięć kręgów kombinat diabelskich mąk, ale Michalina wiedziała, że są rzeczy gorsze niż siarczane doły i pola cierpiących grzeszników?, czyli polska wieś i wiedźmy.
Wiedźmy z Dechowic to dla mnie pierwsze spotkanie z Piotrem Jedlińskim, autorem dla mnie wcześniej nieznanym, który uwielbia fantastykę. Teraz w moje ręce wpadła jego książka. Do lektury zachęcił mnie opis tej książki. Liczyłam trochę na klimat znany mi z powieści Anety Jadowskiej, Kariny Bonowicz, Marty Kisiel, czy też Martyny Raduchowskiej. Czy to dostałam?
?Wiedźmy z Dechowic? to utrzymana w lekkim tonie opowieść fantasy o perypetiach wiedźm rezydujących na współczesnej polskiej wsi ? Lucyny Kornikowej oraz Mirki, Michaliny i Elżbietki.
Tytułowe wiedźmy ? o fizjonomii niepozornych starszych pań ? walczą z szalonym czarołowczym, przyrządzają mocno alkoholowe eliksiry, zmagają się z efektami ubocznymi własnych czarów albo mierzą z mocami zamkniętymi w pradawnych artefaktach. Równie dużo czasu spędzają na sprzeczkach i na ponownym godzeniu się; w obliczu zagrożenia potrafią jednak przezwyciężyć małostkowe kłótnie i stanąć do boju ramię w ramię. Nieraz też wcielają się w wiedźmowych detektywów i rozwiązują tajemnicze sprawy kryminalne, innym zaś razem walczą z plagą? prawie egipską.
Książka składa się z czterech opowiadań. Jedne są bardziej ze sobą powiązanie, inne mniej. I to pojawił się element, który ostudził moje oczekiwania. Sądziłam, że będzie to jedna spójna opowieść. Nie lubię czytać opowiadań ? jak już się wkręcę w akcję, to się ono kończy. Autor zabiera nas na polską wieś, gdzie spotykamy się z emerytkami. Każdy tutaj się doskonale zna, a układów nie ma końca. Staruszki może i wyglądają normalnie, to jednak parają się magią, walczą z czarołowczym oraz tworzą eliksiry z dużą dawką alkoholu. Pierwsze opowiadanie to wstęp do świata wykreowanego przez Piotra Jedlińskiego ? emerytki walczą w nim z łowczym. Drugie to walka z Muchostwórcą, trzecie to świętowanie urodzin, czwarte to problem z brakiem panowania nad swoją mocą. Całość to połączenie komedii z fantastyką i kryminałem.
Lucyna, Michalina, Elżbieta oraz Mirka na pewno u niejednego z was wywołają uśmiech swoim darem wpadania w niecodzienne kłopoty. Te kobietki są niezłomne, a życie wciąż rzuca im pod nogi przeszkody, z którymi muszą walczyć. Nie brak tutaj absurdalnych wydarzeń, ale naprawdę szybko można polubić te emerytki. Spora dawka humoru i sarkazmu sprawdziła, że mile spędziłam z nią kilka godzin. Wiedźmy z Dechowic to lekka, niewymagająca większego zaangażowania lektura, w której dużo się dzieje. Pozwoli oderwać się choć na chwilę od rzeczywistości. Może nie jest to jeszcze poziom wcześniej wymienionych przeze mnie nazwisk, ale widać, że autor miał pomysł na tę powieść. Trzymam kciuki za jego kolejne opowieści.
Opinia bierze udział w konkursie