Coraz więcej osób z mojego otoczenia przekonuje się do nauki języka niemieckiego. Przychodzi to z jednak z czasem. Kiedyś już o tym pisałam i dziwie się czemu matematycy nie wpadli na pomysł jakiegoś algorytmu lub wzoru, który wyjaśniał by tę zależność. Zauważyliście, że niemiecki się albo kocha albo nienawidzi? W 99% przypadków wynika to z braku sympatii do nauczyciela, który uczył nas tego języka w liceum lub gimnazjum. Zawsze byłam wielką entuzjastką nauki języków obcych, jednak niemiecki odbijał mi się czkawką od pierwszej klasy podstawówki.
Wspomniałam o tym, że mąż uparł się na język niemiecki. Oprócz kursu on-line, korzysta także z tradycyjnych, książkowych metod. Ostatnio postanowił skorzystać z niedawno wydanej przez Edgard Wielkiej Gramatyki języka niemieckiego. Dlaczego wydawcy określili ją mianem wielkiej? Głównie z powodu objętości. Na 408 stronach znajduje się materiał przeznaczony zarówno dla początkujących, jak i zaawansowanych. Autorzy polecają ją także, jako pomoc, w przygotowaniach do matury oraz innych egzaminach językowych.
Co czeka na nas w środku? Aż 125 zagadnień, od podstawowych informacji dotyczących alfabetu i wymowy, po zdania podrzędnie złożone. Niezły rozrzut, prawda? Na samym końcu książki znalazły się testy jednokrotnego wyboru, sprawdzające poziom opanowania zagadnień z całego podręcznika, a także tabele gramatyczne i odpowiedzi do wszystkich zadań. Jestem pewna, że to wydanie będzie służyło samoukom przez cały etap edukacji języka niemieckiego.
Malutkim minusem jest zbyt mała ilość miejsca, przeznaczonego na wpisywanie odpowiedzi. Nie wszędzie oczywiście, jednak są miejsca, gdzie ciężko upakować słówka typu durchschauen. Szczególnie, kiedy ktoś ma taki styl pisania, jak ja i stawia wszędzie ogromniaste litery. Mój mąż nie zauważył tego problemu, więc to tylko osobiste odczucie.
Czego wolicie się uczyć? Słówek czy gramatyki?