Przygodę z książkami o elfach rozpoczęłam dość późno, jednak już od pierwszego spotkania byłam zauroczona nimi. Istoty, które z pozoru powinny być kruche, magiczne i delikatne, okazują się silne, brutalne i niekiedy krwiożercze. Właśnie takie elfy lubię najbardziej, im mniej ludzkich cech mają tym lepiej.
Jakie elfy lubicie? Takie, jak przedstawia Holly Black? Czy bardziej uczłowieczone, jak u Justyny K. Komudy?
Osobiście bardziej przekonują mnie te od Holly Black, lecz te z Hegemon Apopi również skradły moje serce. A może uwielbia wszystkie odmiany elfów? A może po prostu kocham dobre książki.
Jak tylko usłyszałam, że Holly Black powraca do Elfhame, to wiedziałam, że nie mogę przegapić tej książki. I tak ?Następca tronu? trafił w moje ręce, a niedawno drugi tom Opowieści z Elfhame, czyli ?Więzień bez tronu?. Tym razem dostałam to, czego oczekiwałam już po pierwszym tomie, czyli powrotu do znanych i lubianych bohaterów z Okrutnego księcia. Wydaje mi się, że autorce również brakowało tych bohaterów, ponieważ właśnie w ?Więźniu bez tronu? w końcu poczułam klimat jej książek. Ten magiczny i brutalny klimat baśniowego ludku, który nie boi się przelać czyjeś krwi, który potrafi żonglować półprawdami, jednocześnie nie potrafiąc kłamać. I to właśnie za nim tęskniłam i w końcu go dostałam, dlatego ten tom uważam, za dużo lepszy niż poprzedni.
Dąb, który w przyszłości ma zostać Najwyższym Królem, został uwięziony za swoją zdradę. Jednak wydaje się, jakby się poddał, jakby przyjął swoją karę i oczekuje tylko na ostatnią chwilę z ukochaną. Ukochaną, którą zdradził, której zaufanie tak bardzo sobie cenił. Jednak teraz wszystko wydaje się być stracone, choć w Dębie jeszcze tli się nadzieja, że kiedyś Królowa Ren mu wybaczy i uda mu się odzyskać zaufanie jego najmilszej.
Rodzina Dęba nie zapomina o nim i wyrusza w odsiecz, chcąc uwolnić go, nawet jeśli ceną za ten czyn będzie krwawa wojna. Wydają się być gotowi przelać krew swoich ludzi, a nawet i swoją, by Dąb był bezpieczny. Jednak on wydaje się mieć inne plany, dlatego wszystkich zaskakuje niespodziewanymi?.
Holly Black to autorka, której książki od samego początku sprawiały mi problem. Jedne kochałam, drugie nie przemawiały do mnie, a zdarzały się i takie, które były przeciętne, niewarte większej uwagi.
Macie taką ciężką relację, z jakimkolwiek autorem?
Jednak to historia Dęba i Suren przypomniała mi, za co szanuję autorkę. Przypomniała mi, że to elfy z Elfhame są moimi ulubionym baśniowym ludkiem. Bardzo żałuję, że to ostatni tom, ponieważ z przyjemnością sięgnęłabym po jakąś jeszcze historię z tego universum.
Jeśli miałabym wybierać, który tom z tego universum jest moim ulubionym, to na pewno mój wybór padłby na ?Więźnia bez tronu?. Autorka w przemyślany sposób zamknęła wszystkie wątki fabularne, dając nam spójną i naprawdę ciekawą historię.
Mimo zamknięcia wszystkich wątków pozostał jeden, który może, ale naprawdę ?może?, zostanie w przyszłości rozwinięty na nową opowieść. Bardzo jestem ciekawa, jak Głębia się zachowa, po brutalnym odepchnięciu ataku na księcia Dęba i Królową Ren. Wydaje mi się, że autorka może nas jeszcze czymś ciekawym zaskoczyć i nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Mocno w to wierzę.
Tym razem autorka postawiła na przedstawienie historii z perspektywy Dęba. Był to bardzo dobry ruch, ponieważ, mimo moich obaw, świetnie się odnalazłam w jego głowie. Zawsze ciekawiło mnie co się w niej dzieje, o czym może myśleć młody książę, który raz jest elfim dzieckiem w świecie ludzi, a za chwilę jest następcą elfiego tronu. Raz uważa jedną kobietę za swoją matkę, by za chwilę dowiedzieć się prawdy o swojej biologicznej matce. A najciekawszą chwilą w książce, były rozmyślania Dęba o uczuciu, które zrodziło się w nim. Z zaciekawieniem towarzyszyłam mu przy próbach opanowania swojej mocy złotoustnego, przy próbach zrozumienia kłębiących się w nim uczuć.
Opinia bierze udział w konkursie